piątek

Wpis 14 ( 20.02.14 )

Dzisiaj miałeś kolejną wizytę. Nadal nie odezwałeś się słowem. Przez cały tydzień pisałeś w pamiętniku. To niesamowite, co zwykły przedmiot z Tobą robi. Uśmiechasz się do niego w ten swój charakterystyczny sposób. Podnosisz prawy kącik ust delikatnie mrużąc przy tym oczy i lekko parskasz śmiechem. Zawsze to uwielbiałem. To było w tobie takie wyjątkowe. I jeszcze te dołeczki. Tak bardzo chcę w nie wetknąć palca, tak jak za dawnych czasów. Wiem, że cię to irytowało, ale po części po to to robiłem. Uwielbiałem się z tobą droczyć, a ty ze mną. Albo gdy bawiłem się twoimi lokami. Taaaak. Były takie miękkie. Gdy nie umyłeś głowy, trochę cuchnęły, ale to byłeś cały ty. Wysoki, chudy, ubrany w czarne rozdarte rurki i za duże swetry. I te twoje kocie oczy, ciągłe oblizywanie warg, wielkie dłonie, bawienie się palcami gdy się denerwowałeś , garbienie się gdy czujesz się padnięty, chodzenie w butach po domu, chrapanie i czasem cuchnące włosy. Tak. To cały ty. Ale takiego cię uwielbiam. Nawet teraz z tyloma bliznami i strupami jesteś idealny. Tęsknie. I to bardzo. Wiesz? Lepiej z tobą, no może poza jednym faktem, ale to potem. Trochę przytyłeś. Niedużo, ale jednak. Cieszę się. Chłopaki do Ciebie przyszli i twoja mama. Gemma jak na razie nie mówiła im o cięciach i psychologu, bo ci obiecała, ale dzisiaj to powiedziała, bo musiała.

" Relacja z ich spotkania "

G: Wchodźcie. Hej mamo.
A: Hej skarbie. - dały sobie buzi w policzek, podczas gdy reszta udała się do salonu, w którym przebywał już zszokowany Harry
Z: Hej Haz. - przytulił go mocno, a Harry stał jak słup
L: Dawno cię nie widziałem. - kolejny pusty uścisk
N: Harry! - przytulił go Niall rycząc jak dziecko, a Harry na niego spojrzał i spuścił wzrok
A: Witaj synku. - stanęła w oddali lekko się uśmiechając, po czym obok niej znalazła się Gem
H: Co oni tu robią?
G: Zaprosiłam ich. - powiedziała surowo - Usiądźcie - zwróciła się do reszty
H: Ale po co?
G: Bo mam zamiar im wszystko powiedzieć Harry. Nie mogę tego dłużej ukrywać, bo ty tak chcesz. Tu chodzi o twoje dobro.
H: Nie rób mi tego Gem. Błagam cię! Proszę! - zaczął się wydzierać, a jego oczy w chwile były już pełne od łez
G: Nie mogę. Siadaj. - wszyscy byli zdziwieni, zaskoczeni i zawiedzeni, że Harry tak zareagował na ich przybycie - Mam wam coś ważnego do powiedzenia. Harry chodzi do psychologa.
Z: Co? Dlaczego?
G: Ma poważne problemy psychiczne.
L: Ale jak to? Co z nim?
G: Palił, pił, ćpał, ale teraz już tego nie robi.
N: To czemu tam nadal chodzi?
G: Nie chce jeść. Ma problemy. Popada a to w anoreksję a to w bulimię na zmianę.
L: Boże, stary..
G: Ale z tym walczymy i jest już lepiej, ale jednej rzeczy nie mogę zmienić.
Z: Czego? - Chłopcy dopytywali podczas gdy Anne zakryła twarz ręką próbując tłumić emocje
G: Harry, to ty masz im to powiedzieć.
H: Ale ja nie chcę.
G: Nie obchodzi mnie to. No już, mów.
H: Nie dam rady Gem.
G: To im pokaż.
H: Heh.. To nie takie proste.
L: Harry, proszę. - spojrzał na Liamia , który był bliski płaczu
Po chwili Harry już wiedział, że musi to zrobić. Spuścił wzrok i wpatrywał się w swoje buty, które teraz wydawały się takie ciekawe. Spojrzał jeszcze raz na Gemmę, swoją mamę i chłopców, po czym spojrzał na swoje rękawy. Ta myśl, że musi je podnieść i wszystko im pokazać, że wszystko się wyda. Że w jednej chwili zdradzi swój sekret. Że zaczną zadawać pytania: "Dlaczego?" " Po co?" "Za co się każesz? " On nie chciał na nie odpowiadać. Nie chciał się im przyznawać do prawdy, która go zabijała od środka. To była jego tajemnica i nie chciał, by się wydała. A tu co? Nagle ma pokazać, że się tnie. Bał się tego. Cholernie się bał. To było dla niego zbyt wiele. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich w pomieszczeniu. Czuł się skrępowany, ale musiał to zrobić. Wziął głęboki oddech i w jedną krótką chwilę odsłonił swoje ręce na których widniały dziesiątki krwistych ran, strupów i blizn. Patrzył na nie i było mu smutno. Wszyscy siedzieli cicho nie dowierzając w to ci się dzieje. Stanęły im łzy w oczach.




N: Harreh? - rozryczał się Niall i schował twarz w dłonie
L: Nie.. Powiedzcie mi, że to tylko sen. Głupi, podły sen.. - odwrócił wzrok wpatrując się w okno
A: Boże, synku.. - płakała nie tylko ze względu na to co się stało, ale że nie potrafiła nic na to zaradzić
Z: Nie wierzę - wstał napięcie chwytając się za głowę i po chwili patrząc na Harrego - Jak mogłeś to zrobić? Czemu Harry? Dlaczego?
H: Nie twój interes Malik.
Z: Nie mój interes!? Pomyślałeś o kimś poza tobą!? Pomyślałeś jak się teraz czujemy!? Jak się czuje twoja mama!? Popatrz na nich! Popatrz! Przyjrzyj się im! Popatrz na Nialla! Widzisz jak on przez ciebie teraz ryczy!? Widzisz jak płacze twoja mama!? Widzisz ten smutek w oczach ich wszystkich!? Nie bądź samolubny i pomyśl o innych i co oni czują teraz przez ciebie! Wystarczy, że straciliśmy Louisa przez jego głupotę!
H: Odszczekaj to! - wstał wściekły, nabuzowany tak bardzo by nawet pobić Malika
Z: Niby co!? Taka prawda! Louis zginął wyłącznie przez swoją głupotę!
H: Odszczekaj to powiedziałem!
Z: Bo co mi zrobisz!?
H: Pierdol się Malik! Zgnij w piekle! - wybiegł i zamknął się w swoim pokoju
L: Zayn ty idioto! Co narobiłeś!? Po jaką cholerę się kłóciłeś!? Nie widzisz w jakim jest stanie!?
N: Przestańcie się kłócić! Ja tego nie zniosę! - wybiegł z mieszkania cały roztrzęsiony
L: Widzisz co narobiłeś!?
Z: To nie moja wina!
L: A kogo niby!?
G: Chłopcy stop! Przestańcie! Zayn biegnij za Niallem! Już! Bez dyskusji!
Z: Dobrze. - powiedział już łagodnie zdając sobie sprawę co narobił, a Harry w tym samym czasie pisał pamiętnik
A: Kochanie, ja przepraszam, ale nie.. Nie mogę tu być. Muszę to wszystko na spokojnie przemyśleć, ale nie teraz. To zbyt duży cios. - ocierała się z łez
G: Dobrze mamo. Idź. Trzymaj się jakoś.
A: Postaram się. - wzięła torebkę i wyszła
G: Harry otwórz! - krzyczała przez drzwi
H: Odpieprz się! To wszystko twoja wina! Po co ich zapraszałaś!?
G: Harry oni powinni wiedzieć i dobrze o tym wiesz!
H: Spierdalaj powiedziałem!
G: Harry!
H: Wypierdalaj stąd! To mój dom i sobie tu ciebie nie życzę! No już! Spierdalaj!
G: Jak chcesz Harry, ale my chcemy ci pomóc. - zrezygnowana opuściła mieszkanie w którym został tylko rozmyślający Liam

< W tym samym czasie u Harrego >

Zaczął pisać wpis. Przelał w nim wszystko co chciał powiedzieć, gdy usłyszał głos Gemmy. Miał tego wszystkiego dość. I te słowa Zayna. To bolało i tak bardzo. Chciał być sam. Sam ze swoim smutkiem. Zaczął rozmyślać o tym, że oni nie rozumieją. Że są w błędzie. Że to jego wina. Że on mnie tak bardzo kochał i nadal kocha. I tym samym wyjął żyletkę i zaczął się nią bawić pomiędzy palcami, obracać, wpatrywać się w nią jak w obrazek, aż w końcu przyłożył ją do swojej ręki robiąc niezgrabnie kształt jego oddania dla mnie. To takie romantyczne i chore za jednym razem. 





Właśnie skończył, gdy niespodziewanie odezwał się Liam.
L: Ochłonąłeś już trochę?
H: Co ty tu robisz? Miałeś wyjść.
L: Ale tu jestem. Nie mogę cię zostawić Harry.
H: Możesz.
L: Nie. Wpuść mnie do środka.
H: Nie. Nie mam ochoty.
L: Proszę Harry. Wpuść mnie. Daj sobie pomóc.
H: Nie potrzebuję pomocy! Słyszysz!? Ani twojej ani niczyjej!
L: Potrzebujesz i dobrze o tym wiesz. Wpuść mnie i pogadajmy na spokojnie. Proszę, stary.
H: Nie.
L: Okej. To będę tak siedział przed drzwiami czekając aż wyjdziesz.
H: Nie muszę wychodzić. Mogę tu zdechnąć!
L: Jeśli nie wyjdziesz, ani mnie nie wpuścisz, to ja zdechnę razem z tobą, pod twoimi drzwiami. Tego chcesz?
H: Nie.
L: To mnie wpuść, stary. - po chwili już słyszał od kluczanie drzwi
H: Wejdź. - skinął ręką
L: Boże Harry, nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwię. - zamknął go w uścisku
H: Czego chcesz? - oderwał się i siadł na łóżku wpatrując się w płonącą świeczkę
L: Prawdy.
H: Jej ci nie dam.
L: Harry posłuchaj mnie uważnie i nie wtrącaj się gdy będę mówił dobrze? A więc wszyscy przeżyliśmy śmierć Louisa. To był cios w serce. Wiem że byłeś z nim najbliżej z nas wszystkich, ale nawet jego mama doszła do siebie, Harry. I możesz mi wmawiać, ale głupi nie jestem. Widzę, że coś ukrywasz, tylko nie wiem co. Powiedz mi prawdę. O co chodzi?
H: Liam, chyba wolę żebyś wyszedł.
L: Nie Harry. Powiedz mi. Wiesz, że zachowam to dla siebie, ale twój stan mnie przeraża. Wytłumacz mi to całe zamieszanie. Mamy czas. Mi się nigdzie nie śpieszy. Ale zrób to i powiedz o co chodzi.
H: Liam, ja naprawdę nie mogę. Powiem ci, ale nie teraz. Zbyt dużo wydarzeń jak na dziś. To mnie męczy. Powiem ci ale nie teraz, nie dzisiaj.
L: Nie Harry. Nie będę czekał, aż się zabijesz.
H: Ale ja nie potrafię się otworzyć Liam. Zrozum mnie. To zbyt trudne.
L: Nie bój się mnie. Nie bój się powiedzieć mi prawdy. Możesz mi ufać i na mnie liczyć. - położył mu dłoń na ręce by go wesprzeć, ale tylko zadał mu ból
H: Aahhh.. - syknął z bólu - Weź tę rękę Liam.
L: Zrobiłeś coś sobie znowu? To przez nas?
H: To przeze mnie.
L: A opatrzyłeś ranę?
H: Nie.
L: Zaraz wracam. Idę po apteczkę.
H: Nie, ja nie chcę.
L: Harry, przeciekł ci sweter. Idę po apteczkę i wodę. - za chwilę był już z powrotem - odsłoń ręce
H: Nie. Liam, ja sam to zrobię, ale wyjdź. Nie chcę byś na to patrzył.
L: Trudno, nie wyjdę. Nie wierzę ci że to zrobisz, przykro mi. Podnoś rękawy.
H: Nie możesz tak! - kolejne łzy napłynęły mu do oczu
L: Harry, to dla twojego dobra. Podwijaj, no już. - z grymasem na buzi podwinął ale jeden nie całkowicie. Nie odsłonił świeżej rany.  - Dalej.
H: Nie. To zrobię sam, ty możesz zająć się resztą. Nie Harry. - w mgnieniu oka podwinął Harremu rękaw z widniejącym tam sercem, a oczy Harrego kolejny raz wypełniły się łzami. Liam spojrzał prosto w jego źrenice, a Harry już wiedział, że on wie o co chodzi
L: Później się wytłumaczysz. Teraz to opatrzymy. - i tak przemył jego rany i założył na nową bandaż
H: Liam, ja.. Ja..
L: Nie tłumacz się Harry. Nie masz z czego. Ale chce tę usłyszeć. Naprawdę go kochałeś?
H: Nie Liam.
L: Jak to?
H: Ja nadal go kocham. - i tak strumienie łez przerodziły się w rwącą rzekę na jego twarzy
L: Nie ma w tym nic złego Harry. Bycie gejem nie jest złe. Serce nie wybiera. Rozumiesz? Od dawna go kochasz?
H: Od zawsze. Od pierwszego słowa jakie powiedział.
L: I ukrywałeś to przed nami przez tyle czasu?
H: Nie tylko was. Wszystkich. Nikt nie wiedział.
L: Przecież mogłeś nam powiedzieć. A szczególnie swojej mamie! Przecież ona zawsze cię wysłucha i zawsze znajduje jakieś rozwiązanie.
H: Nie chciałem odtrącenia, Liam.
L: Nikt by cię nie odtrącił, Haz. Kochamy cię takiego jaki jesteś i twoja orientacja nic nie zmienia.
H: Wszystko zepsułem Liam. Wszystko. To wszystko moja wina. To przeze mnie Louis nie żyje Liam. To moja wina.
L: Nieprawda. Wbiegł pod auto. To nie twoja wina. 

H: Jeszcze nie zrozumiałeś!? Kłamałem! On nie wbiegł pod auto! To wszystko moja wina! To przeze mnie Louis nie żyje!
L: Harry, co się wtedy stało?
H: Ja.. Ja chciałem mu powiedzieć! Miałem dość tego ukrywania! Ale.. Ale on się zaczął na mnie wydzierać! Że niepotrzebnie mu mówiłem! I on był wściekły! I się miotał! I chciał ode mnie odejść i się oddalić jak najdalej by na mnie nie patrzeć! I.. I wtedy nie wlazł na tę ulicę nie rozglądając się i wpadł pod tira! Krzyczałem! Darłem się! Wołałem go! Błagałem by się obudził, ale on tego nie robił! Umarł a ja wtulałem się w jego zwłoki! Chciałem by to był sen! By to mi się tylko śniło! Ale to była prawda! On odszedł przeze mnie! Gdyby nie ja on by nigdy nie wlazł na tę zasraną ulicę! Gdyby nie ja on nadal by żył! To wszystko moja wina Liam!
L: Harry, uspokój się, proszę. To nie twoja wina. On sam wszedł nieostrożnie na ulicę, a fakt, że wszedł tam z takich, a nie innych powodów się nie liczy.
H: Bullshit! ( gówno prawda )
L: Chodź tu. - wziął go w objęcia mocno do siebie przytulając, a ja lokowaty wypłakiwał się mu w ramię, które po chwili było całe mokre
H: Tak bardzo mi go brak, Liam.
L: Nam też Harry. Nam też. A teraz chodź. Zjemy coś. Marnie wyglądasz.
H: Nie mam ochoty.
L: To przez anoreksję. Chodź. - po 5 minutach kanapki były już gotowe - Smacznego.
H: Oszalałeś? Dwie kanapki? Gem zmusza mnie do zjedzenia, ale to połowy, bo wie, że nie dam rady więcej.
L: No dobrze. To ja zjem jedną, a ty drugą.
H: Liam! To za dużo! - jęczał jak małe dziecko które nie chce jeść warzyw
L: A kochasz Louisa? Prawdziwie?
H: Kocham i to bardzo, ale co to ma do rzeczy?
L: Jeśli go kochasz to zjesz.
H: Nie ma tak!
L: Pomyśl jakby tu był. Jak by się czuł widząc cię w takim stanie? Zrób to dla niego i zjedz jedną kanapkę.
H: Mam nadzieję, że to widzisz Louis tam z góry i doceniasz to, że się tak będę męczył. - powiedział chwytając kanapkę i patrząc w górę
I tak męczył się z jedną kanapką dla mnie. Jedną kanapkę jadł chyba z pół godziny. Każdy kęs trwał długo. Po 3 kęsach zaczął płakać, że już nie może, zresztą jak to od niedawna. Następny kęsy były trudniejsze. Za każdym razem jęczał, płakał i patrzył na swój brzuch, czy aby nie przytył. Liam był tuż obok niego i mu pomagał. Zachęcał do jedzenia, wycierał łzy i pocierał mu ręką plecy w pocieszającym geście. Na własne oczy zobaczył jak z nim ciężko. Harry poddawał się wielokrotnie, ale wtedy patrzył w górę, jakby wyszukując tam mnie i zaczynał walkę po raz kolejny. To okropne patrzeć jak się męczy. Wreszcie skończył kanapkę, a Liam podał mu pół kubka wody uświadamiając, że nie ma kalorii i że ma tyle wypić. Niechętnie wziął kubek do ręki i na raz łyknął wszystko. Potem Liam poszukał jeszcze tabletek uspokajających i witaminowych po czym podał je Harremu z kolejną porcją wody. Skrzywił się, ale zrobił co należało. Był już wieczór, więc Liam położył go spać i tak usnął. Liam był tak padnięty, że usnął tuż obok niego otulając go ramieniem.

" Koniec Wspomnienia "



A więc tak to było. Zwierzyłeś się komuś. Jestem taki dumny. Robisz postępy. Jadłeś z myślą o mnie. Jestem wdzięczny Liamowi i to bardzo. Pomaga ci. Widzę, że jego to męczy i boli, bo trudno to wytrzymać. Ale mam nadzieję, że da radę. Musi. Liczę, że cię naprawi. Mimo wszystko jestem z Tobą i nawet, gdy tego nie czujesz przytulam cię, szepczę do ucha, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Teraz sobie śpisz a ja podziwiam każdy kawałek twojego ciała. Uśmiechasz się przez sen. Nie mam pojęcia o czym śnisz, ale cieszę się, że to miły sen.



*  Wpisy Harrego przez tydzień ---->  ( od WPIS3    do    WPIS9  )  
*  Wpis Harrego po kłótni  ---->  WPIS10