niedziela

Wpis 5 (29.12.13)

Jestem u ciebie. Postanowiłem pisać na bieżąco. Z góry przepraszam za plamy od łez na kartce, ale płaczę. Bardzo płaczę. Przyglądam się mu. Cały czas. Leży na łóżku otoczony milionami chusteczek do nosa. Chyba nie wychodzi z pokoju, jeśli nie musi. Widać to po nim. Niegarnięty bardziej niż zwykle leży w tym cholernym bałaganie. Najbardziej boli to, że ryczy. Płacze bardziej niż wszyscy inni razem wzięci. To tak bardzo boli. Wiem, że mnie kochał i że to go boli. Pewnie się obwinia za to, że przez niego zmarłem. Pewnie biedak ma wyrzuty sumienia. Ta myśl wyżera go od środka. Kolejna fala płaczu zalała moją twarz. Ledwo widzę, przez te strumienie. Nie chcę by się smucił. Szczególnie on. Chcę by się uśmiechnął, a w jego twarzy zagościły te wspaniałe dołeczki, które tak lubiłem oglądać. Zawsze mnie rozbawiały i poprawiały mi humor. A teraz? Nic. Kompletnie nic. Patrzę jak leży i chowa twarz w poduszce. Położyłem się obok niego, obejmując go ramieniem, z nadzieją, że może to poczuje, chociaż wiedziałem, że to nie możliwe. Dobra. Kończę, by poleżeć sobie i uspokoić nerwy.

Wpis 4 (29.12.13)

(  włącz podkład  )


Nie ma to jak siedzieć i nie spać. Całą noc miałem przed oczami moją rodzinę i bliskich. Wszystko tak bardzo. Smutne. Czuję się fatalnie w dalszym ciągu. Trudno jest się pogodzić z tym, że przez ciebie płacze tyle osób. Nie wiem czy nie iść do Harrego. Boję się. Naprawdę się boję, co tam zobaczę. Wciąż nie wytłumaczyłem, jak się tu znalazłem, prawda? Heh. No to zacznijmy wspomnienie:


24.12.13 - dzień moich urodzin. 
Przechadzaliśmy się z Haryym po uliczkach Londynu. Dzisiaj było wyjątkowo pusto, pewnie dlatego, że wszyscy siedzieli w domach. Padał śnieg, a na drogach był lód. Mróz dowalał jak cholera, ale my i tak spacerowaliśmy nie zwracając uwagi na pogodę. Nigdzie nie ma paparazzich. Po prostu raj. Wreszcie wymarzony spokój. Jest rano. Wcześnie rano. Lekko po 6:00. Dostałem już od Harrego prezent i muszę przyznać, że był świetny :) Kilka koszulek w paski i vansy. Wiedział, że nie lubię dostawać drogich prezentów. Nie lubię, gdy ludzie myślą, że teraz, jak dadzą mi coś taniego to ich wyśmieję. Wręcz przeciwnie. Najbardziej cieszę się z tych prostych i normalnych prezentów, bo wiem, że ludzie mają o mnie takie samo zdanie jak kiedyś. Skręciliśmy na jakąś bardziej tłoczną ulicę niż wcześniej. Rozmawialiśmy jak zawsze o wszystkim i o niczym. 

H: Fajnie że jesteś z Elką. Nie ściemniaj, że nie!
L: Może i tak, ale wiesz, czasem mam wrażenie, że nikt mnie nie chce. Że oprócz tych fanek, które mają na moim punkcie obsesje, nikomu się nie podobam. No bo spójrz na mnie. Nie jestem przystojny.
H: Nie gadaj takich głupot! Jesteś mega przystojny! Masz najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. Idealnie wyglądające włosy nawet w nieładzie! Do tego świetną sylwetkę i te pośladki! Mówię ci. Każdy ci ich zazdrości. Do tego te twoje oczy. Takie.. Piękne.. Patrząc w nie można się zatracić i wyłączyć zapominając o całym świecie, bo liczy się tylko ta głębia w twoich tęczówkach, która aż bije perfekcją.. - patrzył na mnie przygryzając sb wargę
L: Hahaha! To było dobre Styles! Już prawie ci uwierzyłem! 
H: ... - spuścił głowę i milczał. ON milczał. To było dziwne.
L: Dlaczego nic nie mówisz? Nie rozumiem cię. O co chodzi? 
H: Nie wiesz? Naprawdę nie widzisz, że cię kocham? - patrzył na mnie swoimi zielonymi ślepiami, a mnie na chwilę zamurowało
L: ...
H: Louis, ja. No. Yyyy.. - nie wiedział co powiedzieć, ale nagle "coś" we mnie zakipiało
L: Nie! Nie wiedziałem Harry! Po co mi to powiedziałeś!? Czy ty naprawdę myślałeś, że będziemy razem!? Czy naprawdę sądziłeś, że mamy przed sobą jakąś przyszłość!?
H: Lou, ja..
L: Co!? No co!? Teraz to tylko zniszczy naszą przyjaźń! Rozumiesz to!? Po jaką cholerę to mówiłeś!? Po co!? Po co się pytam!? - nie zwracając uwagi na całą resztę pobiegłem przed siebie i wpadłem pod nadjeżdżającego tira. 
Zmarłem na miejscu i jeszcze przez kilka chwil do momentu przyjazdu karetki widziałem wszystko. Widziałem jak się wykrwawiałem. Jak Harry woła o pomoc. Jak mnie woła łudząc się, że się obudzę, ale prawda jest taka, że się nie obudziłem i nie mogłem się obudzić. Widziałem, jak Harry płacze. Płacze z bezsilności, straty lub może poczucia winy. A może o wszystko na raz. Nigdy w życiu nie widziałem go tak załamanego. To straszny widok, ale już oddalam się i tracę obraz..
/\.../\.........../\/\../\.../\/\.../\.../\../\....



No to takie jest wspomnienie. Powinienem je rozwinąć, ale nie jestem w stanie. Jeśli zauważyliście napisałem  "coś" . Nie chcę wam teraz tłumaczyć tego czegoś. Zrobię, to kiedy indziej, gdy będę na to gotowy. Chyba udam się do Harrego. Muszę się dowiedzieć, co u niego.

sobota

Wpis 3 (28.12.13)

   Wreszcie jestem na Ziemi! Okazuje się że jest 28 grudnia. Minęło cztery dni od mojej śmierci. Tak. Zmarłem w swoje urodziny. Dziwny zbieg okoliczności. Ale cóż począć. Człowiek daty nie wybiera. Zmarłem w Wigilię. Pewnie popsułem wszystkim Święta. Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej. Zniszczyłem im najweselsze dni w roku. Genialnie. Po prostu świetnie! Ale dobra. Nie będę tu się przecież rozpisywał na ten temat.

   Chodzi o to, że jak zeszedłem na Ziemię, poczułem się wspaniale! Chodziłem dobrze mi znanymi uliczkami Londynu. Przyglądałem się ludziom. Wszystko po staremu. Nic się nie zmieniło. No bo co niby miałoby się zmienić przez cztery dni? Nic. Właśnie. Sporo czasu się błąkałem, bez powodu. Zwiedzałem miejsca, w których kiedyś lubiłem przebywać. Wszystko wydawało się idealne. Do czasu.. Do momentu, gdy postanowiłem udać się do domu.

   Zobaczyłem moją mamę. Załamaną. Całą zapłakaną. Czerwoną. Krztuszącą się własnymi łzami. Tak samo jak moje siostry. Ryczały w poduszki, albo nawzajem w swoje ramiona. Mój ojczym również. To był straszny widok. Coś we mnie pękło. Tak bardzo ich zraniłem. W Wigilię. Jestem okrutny, ale z jednej strony, to nie moja wina. A może moja? Sam już nie wiem. Mam mętlik w głowie. Chciałem im powiedzieć, że wszystko jest Ok, ale oni mnie nie słyszą. Chciałem ich przytulić, ale oni tego nie czują. Cholera jasna! Patrzeć na najważniejsze dla ciebie osoby w takim stanie, to.. To okropne. I to uczucie, że nie możesz im pomóc. Straszne! Zacząłem ryczeć. Tak. JA, LOUIS TOMLINSON ryczałem jak mała dziewczynka. To za dużo nawet jak na mnie. Zbyt dużo bólu. Postanowiłem jak najszybciej opuścić mój dom. To było okropne i nie mogłem na to dłużej patrzeć.

   Udałem się do Elki. Ona też płakała. Matko. Zepsułem Święta nawet jej! Jestem okropnym dupkiem!

   Myślałem, że Niall będzie weselszy, ale nie. Leży i ryczy na łóżku. W dodatku, wokół niego nie ma żadnych dowodów, że jadł. Lodówka jest pełna. Boże, co ja zrobiłem. Niall nie je. Zniszczyłem kompletnie Nialla! Gdzie mój głodomór, który pochłaniał tyle żarcia!? Nie ma go! Nie ma! Byłem ciekawy co z resztą, a w Londynie już było późno. Bardzo późno.

   Udałem się do Liama. Jako jedyny nie płacze jak dotąd, ale jest przygnębiony. Sophie z nim siedzi. Też nie ma humoru. Ale dobrze, że są razem. Przynajmniej się wspierają. Jakiś plus tej sytuacji.

   Myślałem, że Zayn będzie twardy. Taki badboy jak on. Ale się myliłem. I to grubo. Ryczał jak mała dziewczynka. Wtulał się w Perrie, która siedziała na kanapie z podkową zamiast uśmiechu. Pierwszy raz widzę ją bez tego charakterystycznego uśmiechu. Przykre. Ale i tak jest twarda. Pociesza Malika, ale to nic nie daje. Ryczał tak samo. Wyrządziłem za dużo złego. Nigdy nie sądziłem, że moja śmierć spowoduje tyle problemów. 
  
   Czuję się fatalnie. Jest już po północy i chyba nie jestem w stanie udać się do Harrego. Nie chcę widzieć więcej bólu. To nie na moje nerwy. Nie. Na bank nie dziś. O ja pierdolę! Ale się rozpisałem! Dobra. Koniec.

niedziela

Wpis 2

   Nie mam co robić. Naprawdę. Jestem w Niebie i się nudzę. Trzeba być mną żeby nie mieć co robić w Niebie. Więc sięgnąłem do pamięrnika licząc, że może coś mi przyjdzie do tej pustej głowy. I właśnie jestem tu nie wiedząc co napisać. Może napisać jakąś głupią historyjkę? A może spisać tu co się dzieje? Nie to złe rozwiązanie. Może spiszę tu jakie było moje życie? Dlaczego zmarłem? Tak. To chyba dobry plan.

   A więc. Jak już wspominałem byłem piosenkarzem. Zespół miał miliony fanów. Ja sam miałem ich sporo. Lubiłem śpiewać i występować przed takim wielkim tłumem. Fani piszczeli, krzyczeli, a nawet płakali. Wszystko na nasz widok. Wydawałoby sie to paranoją, ale taki był nasz świat. Nie było łatwo. Wszędzie paparazzi czychali by tylko zrobić nam jakieś upokarzające zdjęcie. Sława ma swój koszt. Trzeba zapłacić prywatnością. Gdzie się nie ruszysz, tam fanki i paparazzi. Nawet do zwykłego sklepu nie można wyjść normalnie. Po prostu chore. Ale dało się to jakoś znieść. Niestety wiązało się to z czymś innym.

   Zapewne jeśli mnie znacie to kojarzycie co to Larry i Elouonor. Shipowaliście każdy równie dzielnie, ale prawda jest taka źe nie byłem z żadnym z nich na poważnie. Z Harrym nie byłem wcale. Z El byłem tylko dla reklamy. Nie była ona zła, ale po prostu jej nie kochałem. Co zrobić? Nic. Trzeba było się z tym pogodzić. Modest zarządzał wszystkim. Bogu dzięki, że Elka była przemiłą osobą. Ogólnie byliśmy przyjaciółmi. Mogłem na nią liczyć. Nigdy w życiu nie przespałem się z Elką i nie zamierzałem. Nie miałem nawet możliwości kogoś kochać. Wiem, to brzmi głupio, ale to prawda. Miałem przecież El, więc nie mogłem się spotykać z nikim innym.

   Może was ciekawi czy kogoś kochałem za życia? Odpowiedź brzmi tak. I to bardzo. Ale wiedziałem, że to niemożlie, więc nawet nie próbowałem. Ciekawi was kim była ta osoba? Pewnie tak. Ale jakoś na razie tego nie powiem. Może nie chcę wam tego mówić, bo mi głupio, albo po prostu wciąż nie jestem pewien czy to prawda.

   Mówiłem już, że za niedługo udaję się na Ziemię? Zobaczę co tam u rodziców, Elki i chłopaków. Ciekawe, jak się mają. W każdym razie, chyba pójdę do dziadków. Pogadam z nimi. Nadrobię ten czas, który straciłem.

Wpis 1

  Od czego by tu zacząć. Może 'Drogi Pamiętniku! '? Nieważne. W każdym razie piszę to dlatego, że właśnie takie mam zadanie. Ale pewnie i tak nikt nie rozumie o co chodzi, prawda? Nazywam się Louis. Louis Tomlinson. Może ktoś mnie kojarzy, bo byłem w zespole One Direction. Właśnie. Byłem. Zmarłem całkiem niedawno. Niestety tu nie zegarków, ani kalendarzy, aby powiedzieć dokładnie czy długo tu siedzę. Nie ma tu nocy. Tu słońce świeci cały czas. Pewnie się zastanawiacie" To jakim sposobem ja idę spać? ". Odpowiedź jest prosta. Nie śpię. Ogółem tutaj nikt nie śpi. Wszyscy są wyspani i wypoczęci bez snu. Nikt nie jest zmęczony. A, no i jeszcze nikt się tu nie starzeje. Raj? Można to tak nazwać, bo dla wielu ludzi to jest raj. Lecz nie dla mnie. Mimo iż spotkałem tu swoich kochanych dziadków i nie tylko, to to nie jest raj. Nie dla mnie. Czym jest raj, jeśli nie ma w nim osób, do których jesteś przywiązany? Jeśli wiesz, że pogrążyłeś w smutku tyle bliskich ci osób? Jeśli osoba, która dawała ci szczęście została tam, na Ziemi? Nie. To nie może być raj.
 
  Pewnie się zastanawiacie " Jak to na Ziemi? Jakim sposobem piszesz, skoro zmarłeś? ". Wytłumaczę wam wszystko. Po śmierci dusza człowieka wychodzi z jego ciała i staje przed obliczem Boga, który go osądza. Wtedy jeśli jesteś osobą bez grzechu, idziesz do Nieba bez problemów. Jeśli jednak jesteś grzesznikiem, a chcesz trafić do Nieba musisz naprawiać swoje błędy. Na przykładzie, jeśli ktoś był złodziejem, teraz rozrzuca pieniądze w przypadkowych miejscach, dają, je ludzią. I tym podobme. Jeśli jednak nie chce się poprawić to trafia się do piekła.
 
  Ja postanowiłem poprawę więc jestem w Niebie. Jaki popełniłem grzech? Bałem się wyznać prawdy. Bałem się swoich uczuć. Nie chiałem być tym kim jestem. Bałem się otworzyć. Dlatego moją poprawą ma być pisanie pamiętnika. Niby trafne, ale co to zmieni? Pewnie za niedługo się przekonam.

   Co tu jeszcze mogę napisać? To jest Niebo, więc mam wszystkiego pod dostatkiem. Marchewki nigdy się nie kończą. Ogółem tu jest jak w jakimś mieście. Są brukowane uliczki w kremowych barwach. Białe niewielkie domki wyposażone w białe, kremowe bądź błękitne meble. Ooo! Właśnie. Zapomniałem powiedzieć, że duchy nie mają potrzeby chodzić do łazienki! Mega plus. Więc wracając do opisywania Nieba, nie ma tu łazienek bo są zbędne. Jest kilka rynków i center, na spotkania towarzyskie. Osoba która zmarła samotnie może znaleźć tu osobeę, z którą będzie szczęśliwa. A co do wyglądu. Nie starzejemy się, wyglądamy identycznie zawsze. Czasami włosy się rozczochrają, ale to wyjątek. Chodzimy ubrani w to co mieliśmy na sobie w czasie w czasie zgonu.
Ja na przykład jestem w ulubionych czarnych vansach, czarnych rurkach, luźnej koszulce, jeasnsowej kurtce z ciepłym podszyciem na chłodniejsze dni oraz w ukochanej czapecce. Oczywiście nie mam skarpetek. Właśnie. Zapomniałbym. Duchy nie odczuwają zimna, ani ciepła. Nie wyczuwają temperatury. Nie marzniemy, ani się nie pocimy. Nic. Po prostu nic. To były takie wstępne informacje.
   A może jesteście ciekawi czy jestem aniołem? Otórz nie, nie jestem aniołem. Ale anioły mieszkają razem z nami w Niabie. Pilnują pożądku. Można zgłaszać im skargi i inne swoje problemy.

  Zapomniałem o Górze Przeznaczenia. Na tej górze mieszka Bóg. Ma On tam Swój własny dom na samym szczycie. Jeśli ma się sprawę do Niego bardzo ważną dla siebie i chce się poprosić o to Boga trzeba się wspiąć na tę górę po schodach, które biegną wzdłuż całej góry. Wchodząc zatacza się tak jakby kręgi. Tak jakby ślimakiem. Wchodzi się właśnie takim zawijasem. Problem w tym że stojąc w najdalszym punkcie miasta, nie widać szczytu wzgórza. Góra Przeznaczenia jest ogromna! Dlatego trudno się do niej dostać. Podobno jest ponad milion stopni!! co jakiś czas jest winda dla poległych. Wsiadają w nią i zjeżdżają nią na dół jako przegrani. Winda ta jednak jeździ tylko do dołu. Nie można nią wjechać na górę. W każdym razie nie jeździ w górę dla duchów. Anioły mogą się nią poruszać. Czasami anioł zabiera ze sobą ducha, gdy ten coś przeskrobie i ma być osądzony, albo gdy Bóg wzywa jakiegoś ducha.
  Jutro mam polecieć na Ziemię. Cieszę się że zobaczę swoich najbliższych. O matko. Ale się rozpisałem. Dobra. Kończę wpis,

sobota

Prolog

   Jedno zawahanie. Jeden błąd, a zmienił wszystko, wywrócił życie do góry nogami. Gdyby nie jedno zdarzenie, to to by się tak nie skończyło.

   Ale mimo to dostał szansę, by to wszystko naprawić. Dostał szansę, by zmienić wszystko. Dostał szansę, by uratować jakieś istnienie.

   Nic nie dzieje się przypadkiem. Może to miało się stać. Może to planował Bóg od samego początku? Wszystko się okaże.

   Czy uda mu się naprawić wszystko i zacząć wszystko od nowa? Czy zrozumie swój błąd? Czy przyzna się do czegoś, co powinien zrobić już dawno temu?

   Odpowiedzi na pytanie znajdą się z czasem...