niedziela

Wpis 20 (11.03.14 )

To był wyjątkowo długi dzień. Harry nie był jeszcze gotowy, by wyznać prawdę, a musiał to zrobić. Wraz z Liamem dzwoniąc do każdego, zorganizowali o 11:00 spotkanie. Zjawili się wszyscy. Chłopaki i ich dziewczyny, a także ich rodzeństwo jak i rodzice. Szczególną uwagę Harrego przykuwała moja mama. Wiedział, że to będzie cios w serce, który musiał zadać. Stał na środku wielkiego salonu swego domu, obejmując wzrokiem wszystkich zgromadzonych. Liam skinął głową sugerując, by już zaczynał. Loczek wziął głęboki wdech, po czym zaczął swoją przemowę.

(J- moja mama ; A-mama Harrego ; G- Gemma ; H- Harry ; L-Liam ; Z- Zayn )

H: Zebrałem was tu wszystkich po to, by wam coś powiedzieć. Powiedzieć coś bardzo ważnego. Muszę wam powiedzieć coś o Louisie, a właściwie o jego śmierci. To wszystko była moja wina. Ja... Ja powiedziałem mu, że go kocham. Tak, kochałem Louisa i to najmocniej na świecie i nadal kocham. I cholernie tego żałuję, bo gdybym go nie kochał, to on nadal by żył. Bo tego felernego dnia, powiedziałem mu prawdę, a on... A on po prostu na mnie nakrzyczał, skrytykował. Chciał... Chciał ode mnie uciec i nie patrząc na drogę po prostu na nią wszedł. Nie mogłem nic zrobić. Próbowałem. Ja nie chciałem go skrzywdzić. 

J: Jak mogłeś!? Przez tyle czasu nas okłamywałeś! Ty bezlitosna świnio! Jak mogłeś nam to zrobić! Nie masz serca! - krzyczała moja zapłakana rodzicielka, po czym drastycznie wyszła z sali

Z: To nie było OK, Harry.  - w oczach każdego pojawiły się łzy, a następnie wszyscy zgromadzeni zabrali się do wyjścia 

H: Nie wychodźcie. Błagam was. Nie zostawiajcie mnie. Gemma! 

G: Nie, Harry. Zawiodłam się na Tobie. - spojrzała na niego ostatni raz i zniknęła za drzwiami

H: Mamo, proszę...

A: Przepraszam skarbie, ale muszę porozmawiać z mamą Louisa. 

H: Nie zostawiajcie mnie znowu samego...

A: Przyjadę do Ciebie wieczorem skarbie. Musimy porozmawiać. A teraz pa, synku. - powiedziała wychodząc jako ostatnia, zostawiając tam jedynie Harrego i Liama

H: Nienawidzą mnie! Oni wszyscy mnie nienawidzą!

Li: To nieprawda, Harry. Oni po prostu potrzebują czasu, by to wszystko ogarnąć. Musisz poczekać.

H: Jestem potworem. Zabiłem go, rozumiesz!?

Li: Nie zabiłeś go, Harry. On sam wszedł na ulicę.

H: Bo chciał ode mnie uciec! Ja go tak bardzo kocham, Liam. Tak bardzo za nim tęsknię. 

Li: Już dobrze, Harry. 

H: Nie jest dobrze, rozumiesz!? Nie ma Louisa! Wszyscy mnie nienawidzą! Jak możesz uznać to za dobre!?

Li: Uspokój się Harry, a przede wszystkim nie zrób niczego głupiego. Twoja mama przyjedzie wieczorem. 

H: Przyjeżdża żeby mnie zbesztać.

Li: Nie. Przyjeżdża, bo cię kocha, Harry.

H: Tak myślisz? 

Li: Ja to wiem. I ty też w głębi serca to wiesz.

H: Dziękuję, Liam. - przytulił go z całych sił, jakie mu pozostały, po silnej walce z samym sobą

Li: Chcesz może coś zjeść?

H: Nie pogardziłbym, jakbyś mi coś przygotował. 

Li: A może zrobimy coś razem? - uśmiechnął się zachęcająco

H: Będę mógł używać noża?

Li: Oczywiście, jednak będę ci się lekko przyglądać. 

H: Dzięki. Dziękuje za wszystko. Za to, że zostałeś.

Li: Nie mam zamiaru cię zostawiać. Jesteś moim małym lokowatym pupilkiem. - zaśmiał się wesoło

H: Miło mi. A teraz bierzmy się do gotowania!

*wieczór*

W domu rozbrzmiewał odgłos dzwonka do drzwi. Harry ubrany w czerwony sweter, który ode mnie dostał oraz czarne, przetarte rurki, wstał z kanapy, by otworzyć drzwi. W progu stała Anne. Ubrana była w skromną, purpurową sukienkę, kremowy płaszczyk i czarne koturny. Uśmiechnęła się szeroko na widok swojego syna. Po chwili byli już w środku, siedząc w salonie. 

Li: Dobry wieczór. Miło znów panią widzieć.

A: Ciebie też miło widzieć, Liam. Widzę Harry, że jest z tobą coraz lepiej. 

Li: Też tak sądzę.

A: Mimo to, uważam, że zatajenie prawdy, było niestosowne. Powinieneś powidzieć prawdę od razu. Nie tak cię wychowywałam

H: Wiem, ale po prostu się bałem. To moja wina. Po drugie to nie takie proste ogłosić wszem i wobec, że jest się gejem. Nie chcę być traktowany inaczej. Nie chcę byście mnie o to znienawidzili.

A: Nikt cię nie znienawidzi. Kochamy cię takiego jakim jesteś. 

H: Naprawdę?

A: Tak. 

H: Ja też cię bardzo kocham.

A: Wiem synku. Wiem.

Rozmowy toczyły się dalej na różne tematy. Anne została na noc u Harrego, a on jak to codziennie uklęknął, zwracając się w modlitwie do Boga.
 
H: Panie Boże. Dziękuję Ci, że wciąż dajesz mi szansę. Staram się z całych sił, by to się udało. Przepraszam, za swoje wady. Dziękuję za kolejny przeżyty dzień i proszę, abyś nadal pozwalał mi się wykazać, by go odzyskać. A co do Ciebie Louis, to wiedz, że tęsknię i że przepraszam, że to się tak potoczyło. Wiem, że to wszystko moja wina, ale staram się naprawić wszystko i mam nadzieję, że mi się uda. Mam nadzieję na to, że znowu Cię zobaczę. Nigdy nie przestałem i nie przestanę Cię kochać, Louis. 
*modlitwa* 

Położył się na łóżku, zwijając się przy tym w kłębek. Wygląda tak uroczo, gdy to robi. Gdy upewniłem się, że wszyscy już śpią, zacząłem się za pisanie. Jeszcze raz przyglądając się jego twarzy, polożyłem się obok, obejmując go ramieniem, zostawiając na stoliku kartkę z napisem:

" Nie znasz dnia, ani godziny,
       Zrzuć z siebie poczucie winy,
              Wyjrzyj na świat za dnia i za nocy
                       Bo ktoś będzię Twej potrzebować pomocy 
                                                                             ~L"


--------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, za wszelkiego rodzaju błędy, ale piszę z telefonu, więc mogłam coś źle powciskać.

PS. Dziękuję za pytanie na asku. To bardzo miłe. <3

Wpis 19 (10.03.14)

Słońce świeciło i grzało promieniami całe White Chapel. Harry przebudził się jako pierwszy. Pierwsze co zrobił, to chwycił w ręce pergamin i przeczytawszy jego zawartość, zaczął wyraźnie główkować. Udał się do łazienki i wziął gorący, kojący zmysły prysznic. Gdy wyszedł wytarł się ręcznikiem i się nim przepasał, a następnie przejrzał się w lustrze. Nienawidził swojego odbicia. Każda mała ranka przypominała mu o tamtym zdarzeniu. Opuszkami palców przejeżdżał po każdej z nich wyczuwając ich zagłębienia i wypuklenia. Podziwiał każdą z nich przez chwilę, do momentu gdy zatrzymał się na wyciętym sercu. Pojedyncza łza spłynęła mu po twarzy. 

H: Tak bardzo tęsknię Lou. Tak bardzo żałuję, że to przeze mnie, nie ma Cię tutaj - przy mnie. Tak bardzo chcę cofnąć czas i wiesz, że próbuję, ale ciężko mi bez Ciebie. Jestem słaby, ale dla Ciebie próbuję być silny, tak bardzo jak to możliwe. I wiem, że teraz na mnie patrzysz. Wiem, że patrzysz na mnie karcącym wzrokiem, za to co zrobiłem, za to jakim się stałem, ale jesteś moją słabością. Kocham Cię, Lou. 

Pojedyncza łza zamieniła się w potok łez, a je nie mogłem nic na to poradzić. Czułem się bezradny, bezsilny, zdruzgotany , załamany i wszystko co najgorsze. Nie potrafiłem mu pomóc, mimo iż pragnąłem tego najbardziej na świecie. Gdy wyszedł z łazienki Liam był już ubrany. Skierował wzrok z jego stronę, martwiąc się, co się stało.

Li: Dlaczego płaczesz?
H: Nie płaczę.
Li: Ale płakałeś. Dlaczego? 
H: Myślałem o Nim. 
Li: I co wykombinowałeś tym razem?
H: Że za Nim tęsknię, Liam. 
Li: Ja też, Harry. Ja też. - zamknął go w ciepłym uścisku.
H: Liam?
Li: Tak?
H: Wiesz co tam u reszty?
Li: Tak. SMSuje z nimi trochę. Cóż. Dziewczyny jakoś się trzymają. Czasem płaczą, ale im przechodzi. Niall często wychodzi na miasto. Najczęściej zjeść lub zrobić zakupy z zapotrzebowaniem prowiantu. Dużo czasu spędza z Eleonor. Trzyma się całkiem dobrze. Zayn przeżywa to źle. Prosiłem Perrie, by się nim zajęła, ale Malik jest - trudny, wiesz co mam na myśli. Nie da sobie niczego wbić do głowy. Załamał się po tym jak... Jak się dowiedział, wtedy na spotkaniu w Twoim domu. Jak wrócił do domu, wszystko się posypało i zaczął nie odpowiadać na telefony, czego nadal nie robi. Jak ktoś go odwiedza, to bardzo mało mówi, prawie wcale. Odpowiada tylko smsy i to nie wszystkie i nie tak jakbym tego chciał.
H: Zniszczyłem Zayna? - jego oczy zaszkliły się bólem i żalem
Li: Nie Haz, to nie tak.
H: A jak?
Li: On po prostu jest wystraszony. Boi się, że kogoś skrzywdzi, tym co powie, dlatego unika spotkań i rozmów. Woli smsy które może przemyśleć. Boi się, bo wie, że przez niego się pociąłeś. I zdecydowanie nie chce, by to się powtórzyło z kimkolwiek. 
H: Zawieź mnie do niego.
Li: Harry, nie wiem, czy to do końca dobry pomysł.
H: Proszę, Liam. Chcę wszystko naprawić. WSZYSTKO. 
Li: Dobrze. To ubieraj się, a ja zahaczę o kuchnię. 
H: Ok. 

Po kilku godzinach byli już na miejscu. Zapukali do drzwi sporej posiadłości mulata, który z niechęcią uchylił drzwi, a widząc lokowatego jak najszybciej chciał je zamknąć. Jednakże nie udało mu się. Harry przecisnął się przez szparę, wpychając się do mieszkania i wpadając mu w ręce. Zamknął go w uścisku, ale Zayn wykręcał się bezskutecznie. 

Z: Nie dotykaj mnie Harry.
H: Dlaczego? 
Z: Nie chcę Cię znowu skrzywdzić. 
H: Nie skrzywdzisz. Tęskniłem. Bardzo.
Z: Naprawdę? 
H: Tak. 
Z: I nie masz mi za złe?
H: Nie, Zayn. Ale proszę, wróć. Nie chcę Cię niszczyć. 
Z: Nie niszczysz mnie Haz.
H: Nie odzywałeś się do nikogo. Przestałeś się normalnie odzywać.
Z: Wiem, ale to dla waszego bezpieczeństwa. 
H: Nie potrzebujemy Twojego milczenia. Potrzebujemy Ciebie.
Z: Och, Harry. Tęskniłem.
H: Ja też. Martwiłem się o Ciebie.
Z: Ja nawet bardziej. Słyszałem, że Ci lepiej  i , że spotkałeś się z rodziną.
H: Tak. Widzę, że jest im ciężko. Zayn, to wrócisz do normalnego bytu? 
Z: Chyba na to się zachodzi. A ty?
H: Staram się.
Z: To dobrze. Gdzie moje maniery, może chcecie coś przekąsić? 
Li: JA chcę!
Z: To zapraszam!

Cały dzień spędzili u Zayna. Zjawił się Niall i dziewczyny. Trwały rozmowy o wszystkim i o niczym, jak to zawsze, a noc nadeszła tak szybko, że wydawałoby się, że to były sekundy, bo przy miłej atmosferze, czas upływa niebłagalnie szybko. Dom jednak był na tyle duży, by pomieścić wszystkich pod względem nocowanie i tak było. Każdy dostał po pokoju. Widziałem jak się uśmiechał tego wieczora. To było takie magiczne. Tak bardzo tęskniłem za jego szczerym uśmiechem. Tak miło znów widzieć jego dołeczki. Tak miło widzieć go szczęśliwego chociaż przez chwilę. Na szafce nocnej położył pergamin i ułożył się do snu. Patrzył w sufit zamyślony na temat dzisiejszego dnia. Uśmiechał się lekko pod nosem.

H: Hej Lou. Pewnie tu jesteś, a jeśli nie to pewnie to słyszysz, przynajmniej taką mam nadzieję. Widziałeś dzisiejszą sytuację, prawda? Po tak długim czasie, wreszcie się spotkaliśmy w grupie. I naprawdę się bawiłem. Tęskniłem za nimi. Wariaci. Szkoda, że nie mogłeś bawić się razem z nami, bo z pewnością, byłoby zabawniej. Tęsknie za Tobą. Kocham Cię. Dobranoc Loui.

Usnął wyglądając jak małe, niewinne dziecko. Jego loki rozchodziły się w każdym kierunku, a kilka opadało mu na czoło i policzki. Wyglądał tak uroczo, jak to zawsze. Przypomniały mi się te wszystkie wspólne noce, w których gramolił mi się do łóżka i łaskotał mnie swoimi lokami w twarz. Do tego zawsze przyczepiał się do mnie jak jakiś rzep. Droczyłem się z nim o to, a on tylko jeszcze bardziej się wtulał układając swoją głowę, na mojej klatce. Zachowywał się jak jakieś dziecko, zresztą tak jak ja. Pamiętam, gdy spacerowaliśmy często po parkach. Gdy widziałem jakiegoś gołębia na cały głos krzyczałem Kevin, a Haz widząc kota darł się Dusty. Ludzie patrzyli na nas jak na chorych psychicznie, ale nam to nie przeszkadzało, bo wystarczało nam nasze wspólne towarzystwo. Jak ja za tym wszystkim tęsknię. Jak ja tęsknię, za tym nastolatkiem. Przerażające. Chwyciłem pergamin do ręki. Napisałem na nim, co miałem napisać i ułożyłem się koło tego słodkiego smarkacza oddając się wyobraźni  i marzeniom.


Prawdę powinni znać wszyscy, 
a szczególnie nasi bliscy.
Oni najbardziej przeżywają.
Na wytłumaczenie wciąż czekają.

PS. Tak, słyszę Cię.

~L


wtorek

Wpis 18 ( 09.03.14)

Wskazówka była banalna, w każdym razie dla mnie. Rodzina jest bardzo ważna w życiu człowieka. Ona nas kształtuje i wychowuje na ludzi jakimi jesteśmy. To czy jesteśmy kulturalni, czy też nie zależy właśnie od niej. Od niej zależy również jak wyglądamy. Pomaga nam w każdym momencie naszego życia. Proponuje i odradza, nakazuje i zabrania, prowadzi i odwrotnie. Jest z nami, gdy potrzebujemy jej najbardziej. Jest za nas odpowiedzialna. Bierze wszelkie konsekwencje naszych czynów na siebie. Utrzymuje nas i stara się jak tylko może byśmy byli szczęśliwi. Nasza rodzina robi dla nas tak wiele, ale my nie zawsze, a wręcz rzadko to widzimy. Uważamy się za dorosłych, samodzielnych. Myślimy, że damy rady sobie bez niej. Bo przecież, czemu mamy sobie nie poradzić mając mieszkanie, pracę, przyjaciół, a nawet miłość swojego życia? Przecież niby mamy wszystko. Ale do czego byśmy doszli bez naszej rodziny? Co by było gdyby nie ganiała nas do nauki? Gdyby nie pomagała nam finansowo? Gdyby nie pokazała nam co znaczy słowo "miłość"? Gdyby nie krzyczała i nie zabraniała nam czegoś co teraz wydawałoby się złe lub bezsensowne? Gdyby nie nauczyła nas samodzielności zostawiając nas na cały dzień zdanych na własną rękę? Gdyby nie zachęcała nas do robienia tego co kochamy i tego co może się nam przydać? Kim byśmy byli? Jakby wyglądało nasze życie? Czy dawalibyśmy sobie radę w trudnych sytuacjach z naszego życia? Tylko my sami jesteśmy w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Zastanówmy się na chwilę. Czym byłoby nasze życie bez niej? Większość z nas pewnie odpowie, że nikim. Znajdą się oczywiście osoby, które powiedzą, że wyglądałoby tak samo. Ale te osoby będą z domów dziecka. Będą osobami, które nigdy nie były adoptowane, które nigdy nie zaznały rodzinnego ciepła. Będą to osoby ambitne, które do wszystkiego doszły samodzielnie swoją ciężką pracą. Pomyślmy przez chwilę, czy my byśmy tak potrafili? Czy potrafilibyśmy żyć tak samotnie i tak ciężko? To bardzo trudne. Podziwiam ludzi którzy mimo wszystko dają radę i nie staczają się na dno. Pomyślmy teraz ile znaczy dla nas nasza rodzina. Zobaczcie ile dla was robi, ile bólu dostarczamy jej naszymi chamskimi odzywkami, czy złym zachowaniem. Czy naprawdę "nienawidzimy" swojej rodziny, jak to czasem mówimy? Czy naprawdę potrafilibyśmy od niej "odejść"? A może jednak ją kochamy, tylko po prostu czasami się "nie zgadzamy"? Może po prostu tak jak w każdej rodzinie zdarzają nam się zwykłe "kłótnie"? Nikt nie jest idealny i musimy o tym pamiętać. Żadna rodzina nie jest perfekcyjna, ale mimo wszystko i tak ją kochamy.


* wydarzenie *

Chłopak podziwiał pergamin wyraźnie wytężając umysł. Przejeżdżał palcem po zawartym na nim tekście w tę i z powrotem mocno się mu przypatrując, jakby chciał się upewnić, że na pewno napisała go ta sama osoba, która mu się śniła. Lekko się uśmiechnął, gdy miał już pewność, że to moje pismo. Samotna łza wypłynęła z jego oka. Szybko ją wytarł. Rozejrzał się po swoim pokoju, a następnie wstał, by jak najszybciej udać się pod prysznic. Ciepła woda spływała z niego strumieniami oczyszczając zarówno ciało jak i myśli. Odprężająca piana pokrywała jego nagie cząstki nadawając im przyjemny świeży zapach.  Wyszorował włosy swoim ukochanym jabłokowym szamponem, po czym je spłukał i zakręcając kurek, wyszedł z kabiny, wycierając się miękkim, białym, wełnianym ręcznikiem. Chwycił suszarkę w swoje chude, kościste dłonie i zaczął suszyć włosy. Skończywszy już stanął na wadze bojąc się wyniku. Ważył zaledwie 71kg. Przejął się tym i jak najszybciej zszedł z wagi starając się zapomnieć o tym co zobaczył na liczniku. Wrócił do swojego pokoju, otwierając dużą drewnianą szafę z ciemnego brązu. Znalazł swój stary, kremowy, rozciągnięty sweter i obcisłe rozdarte jeansy. Nie rozmyślając długo założył je na siebie, perfumując się przy tym swoją dawną wodą kolońską o zapachu cytrusów i mięty. Tak dawno tego nie robił, że omal zapomniałem jak bardzo od niego tym waliło. Było czterdzieści siedem po piątej, więc za niedługo miał zjawić się jego opiekun. Postanowił zrobić sobie zapiekanki, bo w tym dniu było akurat dosyć zimno. Wyjął długą bagietkę, po czym chwycił nóż do ręki. Zaczął się przez chwilę zastanawiać. Miał nóż w ręce. Mógł z nim zrobić co zechciał. Rozmyślał jak spływałaby krew z jego ręki. Jak przyjemne to było. Jak wiele radości mu to sprawiało. Jednak się otrząsnął i przekroił bagietkę, obrał i skroił pieczarki, po czym nałożywszy wszystko na pieczywo włożył je do piekarnika. Wycisnął na nie ketchup i rozsmarował go tym samym nożem, by nie mieć dużo do mycia. Odłożył go na tackę, a sam wziął się za pałaszowanie jedzenia z talerza. Po chwili do domu wszedł Liam. Harry siedział do niego tyłem, a Liam stał na środku, kilka kroków od niego wytrzeszczając oczy z obawy. Jedyne co widział to tył chłopaka i nóż w czerwonej substancji. Wiedział czego się spodziewać. Domyślał się, co mógł zrobić. Łzy stanęły mu w oczach z wycieńczenia. Myślał, że jest już lepiej, bo przecież wyglądał i pachniał tak jak kiedyś, ale to pewnie tylko przykrywka do tego co zrobił. Brązowooki nie miał już siły. Miał już dość kolejnych ran, które zostawiały szramy w jego delikatnym wielkim sercu. Po prostu już nie wytrzymał. Wszystko z niego wyszło. Załamanie, troska, ból, smutek. Łzy spływały strumieniami. Zmartwiony loczek odwrócił i zwrócił swoje zielone kocie oczy ku przyjacielowi, które po chwili wypełnione były smutkiem.
H: Co się stało? - zapytał zmartwiony
Li: Jak mogłeś!? Jak mogłeś mi to zrobić!? Mówiłem, żebyś nie ruszał noża, bo cię pokusi! I co!? Nie posłuchałeś! Musiałeś to zrobić!? Nie widzisz jak bardzo mnie to boli!? Nie widzisz, że przez to twoje cięcie ja cierpię!? - szloch zmienił się w płacz
H: Liam, nie krzycz na mnie, proszę. Nic złego nie zrobiłem.
Li: A ten nóż!? Sam się zabrudził!? - kolejna zapora poszła, a z oczu Liama wydobywało się coraz więcej cieczy
H: Uspokój się. Zrobiłem sobie tylko zapiekanki z ketchupem. Nic sobie nie zrobiłem. Jak chcesz możesz mnie sprawdzić.
Li: Wszędzie? - zapytał nieco piskliwym wysokim głosem
H: Tak, wszędzie.
Li: Boże, Harry. Jak ja się o Ciebie martwiłem i martwię! Nie chcę byś i ty nas opuścił. Wystarczy, że Lou to zrobił. Nie chcę stracić jeszcze Ciebie! - po wszystkim. Maska Liama zniknęła do końca, a chłopak ryczał jak małe dziecko.
H: Liam, wszystko w porządku. Nic mi nie jest. Czuję się... Lepiej.
Li: Naprawdę? - emocje powoli ustawały, a on spokojniał
H: Tak. Odświeżyłem się, ubrałem i zrobiłem nam śniadanie.
Li: Widzę. - uśmiechnął się lekko, pociągając przy tym nosem
H: Usiądź i zjedz póki ciepłe.
Li: Ok. Dzięki. Na bank wszystko gra?
H: Tak. Herbaty?
Li: Poproszę. - zdjął mokry od deszczu płaszcz, wieszając go i siadając na mahoniowym krześle
H: Z cytryną?
Li: Bez.
H: Ok. - chwycił filiżanki w dłonie i położył je na stole w zasięgu ręki - Słuchaj. Albo.. Zresztą. Nieważne.
Li: O co chodzi?
H: No bo, wiesz. Zamierzałem pojechać do domu, do Holmes Chapel. Ale chyba nie jestem w stanie prowadzić. Mógłbyś może.. No wiesz. Podwieźć mnie tam?
Li: Pewnie. Nie ma problemu. - uśmiechnął się szeroko, upijając łyka gorącej cieczy
H: Dzięki. Myślę, że będę chciał tam zostać na dzień, może dwa. Możesz zostać ze mną, albo wreszcie spędzić czas z kimś kto nie jest mną. 
Li: Mi Twoje towarzystwo nie przeszkadza. Wręcz z chęcią z Tobą pojadę i zobaczę co u Twojej mamy. Często o Ciebie pyta.
H: Naprawdę?
Li: Tak. Mówię jej co u Ciebie, co robiłeś i inne pierdoły.
H: Nie powiedziałeś nic o.. Wiesz..
Li: Lou? Nie. Dotrzymuję sekretów Harry. 
H: Tak, wiem. Dzięki. 
Li: Wpadniemy tylko do mojego domu, żeby zabrać moje rzeczy, ok?
H: Jasne.
Li: Zdajesz sobie sprawę, że będzie tam Sophia? 
H: Tak, zdaję. Miło będzie ją zobaczyć po tym... - urwał biorąc głęboki wdech - Po tym wszystkim.
Li: Pewnie rzuci Ci się w ramiona na powitanie. - na jego twarzy zawitał naprawdę szeroki uśmiech
H: Pewnie tak. Liam, mam jeszcze jedną prośbę. W moim domu nic nie będzie pochowane, więc jakby coś to wiesz. Pilnuj mnie tak trochę, ok? 
Li: Zamierzałem nie spuszczać cię z oczu. - zaśmiał się lekko, a Harry odwzajemnił - Tęskniłem za TYM Tobą.
H: Ja też, Liam. Ja też.

< Dom Liama > 

Dźwięk dzwonka rozbrzmiewał w całym domu. Po chwili słychać było czyjeś kroki. Z każdym tupnięciem odgłos rósł w siłę do momentu, gdy ucichł. Następnie dana osoba przekręciła zamek i otworzyła drzwi. Młoda dobrze każdemu znana dziewczyna stała w drzwiach wytrzeszczając piękne niebieskie oczy, które zaczynały szklić się od łez. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje. Że wrócił Harry. Że jest w ich domu. Stoi tuż naprzeciw. To wydawało się takie nierealne. Jak sen. Jak piękny, upragniony sen, który stał się jawą. On naprawdę tam był. Mogła wyczuć jego perfumy, dotknąć jego miękkiego swetra, poczuć uderzające od niego ciepło. Po woli do niego podeszła i zamknęła go w swoich ramionach. Czuła wełnę na swojej idealnie gładkiej twarzy i rękach. Nie spodziewała się, że to się stanie w ten dzień. 
S: Tęskniłam.
H: Ja też. 
S: Wejdźcie. - otarła łzy dłońmi, po czym wpuściła ich do środka - Po co konkretnie przyszliście? 
Li: Wiesz kochanie, Harry chce pojechać do rodziców i jadę z nim. Przyszedłem po rzeczy.
S: Anne się ucieszy. Pomogę Ci. - udali się na górę, po czym spakowali brązowookiego i zeszli do wyjścia - Pamiętaj. Dzwoń, pisz o każdej porze. 
Li: Pamiętam skarbie Pa pa. - dali sobie krótki całus na pożegnanie
H: Pa Soph. 
S: Pa Hazz. Do zobaczenia. - uśmiechnęła się szeroko i wróciła do domu

< Cholmes Chapel >

Na dworze nadal było chłodno, jednak nie padało. Było po prostu pochmurno. Auto mknęło przez spokojne ulice miasteczka, zatrzymując się przy posiadłości Stylesów. Jak najciszej się dało wysiedli z wozu i z torbami podeszli do drzwi małego domku. Kulturalnie zapukali do środka czekając, aż ktoś im otworzy. Drzwi uchyliły się, a z nich ukazała się Gemma. Zdziwienie w jej oczach było chwilowe. Szybko zgarnęła swojego młodszego brata w ramiona ciesząc się jego obecnością. Łza radości zakręciła się jej w oku, po czym zaprosiła ich do salonu. Rozsiedli się na dużej wygodnej kanapie czekając na to co się zaraz ma stać. 
G: Mamo! Chodź tu! Szybko!
A: Już idę! - za chwilę stała już w progu kuchni - Harry? - podbiegła do syna, mocno go przytulając
H: Hej mamo. Tęskniłaś? 
A: Oczywiście. Jak śmiesz się nawet pytać!? 
H: Przepraszam. Nie chciałem. Ani tego, ani tego co powiedziałem ostatnio. Wiesz, to dla mnie trudny czas. 
A: Rozumiem skarbie. Nie mam Ci za złe. 
H: Naprawdę? 
A: Tak. Poczekaj chwilę. Robin! Chodź tu szybko! 
R: Harry! 
H: Miło Cię widzieć. 
R: Ciebie milej! Mam nadzieję, że przeprosiłeś już matkę o ostatni wybryk! Wiesz ile ona płakała!?
H: Tak, przeprosiłem. I nie, nie wiedziałem. Naprawdę mi głupio. 
A: Oj, nieważne. Grunt, że już jest dobrze. Usiądźmy. A więc, jak się czujesz? 
H: Lepiej. 
R: Ale wciąż źle? 
H: Chyba sam znasz odpowiedź. - spuścił głowę i wpatrując się w swoje buty
A: Harry, porozmawiaj z nami. Wiem, że to był Twój przyjaciel, ale odszedł. Musisz się z tym pogodzić. 
H: Nigdy. 
R: Harry, posłuchaj..
H: Jeśli mi macie wmawiać coś, na co nie mam ochoty, to lepiej nie róbcie tego. Proszę. 
A: Dobrze, skarbie. Nie będziemy. A jak tam.. Wiesz. Blizny. Goją się? 
H: Jest z nimi lepiej. 
A: Dużo ich przybyło? 
H: Całkiem. 
A: Pokaż mi. 
H: Nie. Nie przy tylu ludziach. 
R: Harry, wszyscy jesteśmy rodziną. 
H: Tak, ale nie chcę. Nie teraz. Może kiedyś. 
A: A mi pokażesz? 
H: Muszę? 
A: Nie, ale ja Cię proszę. 
H: No dobrze. 
A: Kochani, dokończcie robić jakiś obiad, proszę. - Robin, Gemma i Liam podnieśli się na nogi kierując się ku kuchni 
H: Nie. Liam, ty zostań. Wolę mieć Cię przy sobie. - podniósł głowę kierując ją ku przyjacielowi
Li: Dobrze. - cofnął się siadając na poprzednim miejscu
H: Dzięki. Wiesz co robić jakby co. - gdy chłopak potwierdził głową, zielonooki szybkim ruchem ściągnął przez głowę sweter
Rzucił go na podłogę, odsłaniając gołe ciało. Anne zakryła twarz dłonią, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Makijaż lekko się rozmazał, ale to nie było ważne w tamtym momencie. Lokowaty patrząc na swoją mamę w takim stanie sam pokrył się łzami. Bolało go to. Przez niego płakała tak bliska i tak ważna dla niego osoba. Osoba , którą kochał cierpiała z jego powodu. To go dobijało. Widok jego rodzicielki był dla niego jak żyletka wbijająca się w kółko w jedną i tą samą świeżą ranę, która z każdą łzą stawała się większa i głębsza. To nie było coś co chciałby widzieć w swoim przypadku. To nie to co chciałby widzieć człowiek samo okaleczający się. To mogło pchnąć go w kolejny błąd, którego za wszelką cenę nie mógł popełnić. Ale ona o tym nie wiedziała. Nie wiedziała ile bólu mu to przysparza. Mimo iż ona cierpiała również chciała znać prawdę. Bolesną prawdę, która uderzała wszystkich. Chciała wiedzieć jak bardzo jest źle z jej własnym synem. Ale on już nie miał zamiaru zdejmować kolejnej części garderoby. Nie chciał sprawić, by ona cierpiała. Liamowi szkliły się oczy, ale powstrzymywał płacz, by być jako tako racjonalnym. Wstał i stanął obok swojego druha. 
Li: Anne, chyba wystarczy. 
A: Nie. Chcę widzieć wszystko. - jej głos drgał, jak ona sama, ale Harry kręcił przecząco głową
Li: Harry, dasz radę. Wierzę w Ciebie. - dodawał mu otuchy - No już. Dajesz. - Harry jak najszybciej ściągnął spodnie przymykając powieki, by nie widzieć twarzy coraz głośniej płaczącej Anne
H: Wystarczy? 
Li: Bokserki, Harry. 
H: Proszę, nie. - błagał z zamkniętymi oczami
Li: Harry, musisz. 
H: Nic nie muszę. Mamo, powiedz coś. Proszę. Naprawdę muszę? - jego źrenice wpatrywały się teraz w siedzącą na fotelu naprzeciw kobietę, które potakiwała twierdząco głową
Harry wpatrywał się w nią cały czas, powoli zdejmując bieliznę. Z jej przeszytych bólem oczu wypływały wodospady słonych łez. Oddech był niespokojny, przerywany. Widząc ilość danych zranień była zdruzgotana. Nie spodziewała się że będzie ich aż tyle. Nie spodziewała się, że było aż tak źle. W głowie miała tylko obraz jak się tnie. Jak wypływa z tego krew. Jak słabnie, a ona nic nie może temu poradzić. Obwinia się, że mu nie pomogła. Że nic nie zrobiła. Że jest złą matką, bo nie dała rady. Obwiniała się o wszystko. Ryczała. Z każdą sekundą coraz bardziej. Wszyscy milczeli. Słychać było tylko nieustanny płacz Harrego i Anne oraz krzątających się po kuchni Robina i Gemmę. To było nie do zniesienia dla najmłodszego Stylesa. W jego głowie kłębiło się od ponurych, złych myśli. Samobójczych, samo okaleczających i tym podobnych. Widok jego pogrążającej się w cierpieniu rodzicielki go przerastał. Nie chciał jej tym skrzywdzić. Nie chciał by płakała przez niego, a ona właśnie to robiła. Szkodziła mu w najbardziej niechciany sposób. Cisza między nimi go torturowała od środka. Bał się odezwać. Bał się jej reakcji. Obawiał się, że go zostawi. Że go porzuci, bo przecież na to zasłużył. Że go odepchnie, bo jak można, żyć z kimś tak popieprzonym jak on? Że go przestanie kochać, bo przecież się tnie i jest chorym dzieckiem. Bo kto by takie chciał? Same problemy. On tak bardzo ją kochał i tak bardzo nie chciał, by ona przestała kochać jego. Wreszcie się odważył. Musiał mieć pewność. Wolał gorzką prawdę od słodkiego kłamstwa. 
H: Mamo.. - zaczął przez łzy
A: Nie, Harry. Daj mi... Ochłonąć. - jej głos był piskliwy tak jak nigdy wcześniej
H: Mamo, proszę. - płakał coraz bardziej
A: Harry, proszę, nie.
H: Czy ty nadal mnie kochasz? - wymówił na jednym wdechu wpatrując się głęboko w jej oczy
A: Skarbie zawsze Cię kochałam, kocham i będę kochać. Skąd Ci przyszło takie głupie pytanie do głowy? - lekko się uspokajała, ale nadal płakała jak dziecko
H: Skąd? Spójrz na mnie! Jestem nikim! Nieudacznikiem! Chorym nastolatkiem, który się tnie! Jestem nikim! Dlaczego miałabyś mnie kochać, skoro ja się nienawidzę!? 
A: Boże, Harry, przestań. Nie jestem nikim. Jesteś wspaniałym i wartościowym człowiekiem, który po prostu się zagubił, po tym jak stracił coś ważnego. Jesteś moim synkiem i zawsze nim będziesz. Zawsze będę Cię kochać. - objęli się mocno i wypłakiwali w swoje ramiona, a po chwili dołączyła do nich Gemma z Robinem
H: Proszę, nie. Nie patrzcie na mnie. - oderwał się i stanął lekko w oddali
R: Wszystko gra, Harry. - wziął głęboki wdech i kontynuował - Kochamy Cię mocno tak samo jak wcześniej bez względu na to wszystko. - zmierzył loczka ręką, sugerując rany
G: Właśnie. Chodź tu braciszku. - rozwarła szeroko ramiona dając znak, by ją przytulił
H: Na pewno? I nie zostawicie mnie, ani nie porzucicie przy pierwszej lepszej okazji pod jakimś mostem? 
G: Nie, no co ty. Chyba, że znowu użyjesz mojej szczoteczki do czyszczenia kibla! 
H: Hehe. To był dobry kawał. - uśmiechnął się lekko umieszczając się w objęciach siostry 
G: Odwdzięczę Ci się nim kiedyś. 
H: Aby spróbuj. - uśmiechnął się szerzej wracając do dobrego nastroju
G: Spróbuję. A ty ubieraj się i do obiadu! Sam się nie zrobi! 
H: Tak jest, panie generale! - zasalutował i zrobił co kazała
Wszyscy się zeszli do kuchni do pomocy, nakryli i zjedli wspólnie obiad w miłej rodzinnej atmosferze.

< późnym wieczorem >

Po mile spędzonym dniu poza domem, każdy rozszedł się po pokojach. Harry wrócił do swojego kompletnie zapominając o jego zawartości. Było w nim pełno ramek ze zdjęciami jego ze mną lub samego mnie. Najpierw w jego oczach stanęły łzy ze smutku, a potem wypełnił go gniew na samego siebie. Zawsze tak było i zwykle kończyło się to pocięciem, ale wiedział, że tym razem nie może, bo wtedy po wszystkim. Może zapomnieć o umowie i o moim powrocie. Płakał bardzo głośno. Nie wiedział co ze sobą zrobić, aż wreszcie wpadł na pomysł. Przecież mógł zapytać mnie, bo byłem cały czas z nim. Wyjął arkusz papieru i nabazgrolił na nim szybko pytanie. Nie musiał długo czekać na odpowiedź.


Jestem załamany, a nie mogę się pociąć, prawda? Co mam zrobić? 
~ Harry


Cięcie to nie jedyne rozwiązanie. 
     Choć dla Ciebie przywiązanie.
            Zawsze lepsza jest rozmowa.
                 Czystsza od niej będzie głowa. 
~Louis

Naprawdę dostał odpowiedź. Wiedział już, że jestem obok. Że go obserwuję cały ten czas. Jednak, cierpiał przez to jeszcze bardziej, bo wiedział, że nie może mnie zobaczyć, dotknąć, poczuć. Zaczął wykrzykiwać moje imię. Wołać mnie. Błagać bym wrócił, bym się pokazał. Zaczął ryczeć jeszcze bardziej, ale się nie poddawał. Wołał i wołał. Aż w końcu padł na kolana i płakał najbardziej jak tylko mógł. Trzymał w ręku żyletkę ostatkami sił powstrzymując się, dla mnie. Tak bardzo tęsknił. Tak bardzo pragnął mojego wsparcia, którego nie mógł odczuć. Tak bardzo chciał bym wrócił. Tak cholernie bardzo chciał, by wszystko wróciło do normy. By zacząć wszystko od nowa. Do pokoju wparował przestraszony na śmierć Liam. Ujrzał go na środku pokoju w potwornym stanie z żyletką w ręce. Bał się. Niesamowicie się o niego bał. Podszedł i wyjął mu ostry przedmiot z ręki, który był nieskazitelnie czysty. Odłożył go na bok i zamknął go w ramionach. Tego Harry potrzebował. Wsparcia, ciepła, pomocy, a szczególnie zrozumienia, które teraz mógł dać mu tylko Liam. 
Li: Porozmawiamy? 
H: Tak. 
Li: Ok. To usiądź na łóżku. Dobrze? 
H: Dobrze, ale proszę, weź stąd jego zdjęcia. 
Li: Pewnie. - zebrał wszystkie ramki, żyletkę i inne ostre przedmioty po czym wyszedł przekazując je Anne - Mogłaby pani się tym zająć? 
A: Oczywiście. Czy on chciał... ?
Li: Tak. 
A: Boże. - jej oczy po raz kolejny napełniły się łzami
Li: Nie płacz, Anne, bo to ostatnia rzecz, której on potrzebuje. Ja idę, a ty się jakoś trzymaj. 
A: Dobrze. Powodzenia. 
Li: Dziękuję. - wrócił na górę, znajdując skulonego w kącie łóżka Stylesa - Co się stało Hazz? 
H: Jak to wszedłem, to zobaczyłem te wszystkie zdjęcia. I wiesz...Wszystko...Wszystko wróciło mi do głowy. Wspólne chwile, a potem...Potem ten wypadek. - z jego oczu lała się strumieniami słona ciecz
Li: Spokojnie Harry. Oddychaj głęboko. Już po wszystkim. Zobacz. Jestem tu tylko ja i ty. Oddychaj. Lepiej? 
H: Lepiej. 
Li: Chodź pójdziemy spać, bo musisz wypocząć. 
H: Dobrze. Liam?
Li: Tak? 
H: Mógłbyś..No wiesz...Zostać tu ze mną? 
Li: Pewnie. Tylko wezmę szybki prysznic, ok? 
H: Ok. - po 20 min zjawił się Liam w spodenkach do spania 
Li: Dobranoc, Harry. - rzekł, zgaszając światło i kładąc się obok Hazzy
H: Dobranoc, Liam. - wtulił się w niego nieco bardziej usypiając

* koniec wydarzenia *



Gdy już byłem pewien, że wszyscy śpią, zabrałem się za swoją pracę i napisałem kolejną wskazówkę.


Próba 2

Przyjaciele są naszą drugą rodziną.

       Czasami mili, czasem z kwaśną miną.
              Kłótnie zostawiają niewidzialne rany.
                      Dlatego szczerze ich przepraszamy.
~Louis

niedziela

Wpis 17 (08.03.14)

Obserwowałem Cię. Środek nocy, ale ja nie czuję się zmęczony, no bo jestem duchem. Pieprzonym, niewidocznym i nic nieznaczącym duchem, mimo iż tak bardzo pragnę być człowiekiem. Ale to tylko marzenia. Przypatruję się Twoim szczegółom, jak śpisz. Moment, czy ja nie pisałem wcześniej do fanów? Zresztą. Teraz i tak ich nie mam. A nawet jeśli to oni mnie nie zrozumieją tak jak Ty to robiłeś. I chyba dlatego jednak piszę do Ciebie, bo chciałbym byś mnie zrozumiał tak jak dawniej, gdy wszystko wydawało się być idealne. Wszyscy kipieli życiem, entuzjazmem i czystym SZCZĘŚCIEM. A teraz? Co widzę? Zmartwionych, zmęczonych, padniętych i smutnych ludzi. Szczególnie Ciebie. Siedzę tu z Tobą, a raczej leżę obok Ciebie. Opuszkami palców gładzę Cię po lekko różowych ustach, białych jak śnieg policzkach, nieco wysuniętej brodzie, gładkiej szyi, dwóch wystających obojczykach, klatce i tatuażach na niej zawartych aż do motyla i z powrotem. Następnie bawię się Twoimi lokami, zakręcając palcem spiralki i lekko je pociągając czochram ci czuprynę. Zaciągam się Twoim zapachem mimo iż już nie jest on już taki sam. Kiedyś pachniałeś cytrusami z miętą i męskimi perfumami. Chociaż co ja gadam. WALIŁEŚ NIMI. Zawsze się śmiałem, że wylewasz na siebie całą butelkę perfum i Tymbarka na raz, a ty lekko się uśmiechałeś cicho chichocząc szepcąc sarkastycznie "dzięki" . A teraz czuć od Ciebie głównie pot zmieszany z zapachem żelu pod prysznic którym się kąpiesz. Nadal ubierasz się jak.. Jak nie TY. Kiedyś chodziłeś w wełnianych swetrach, w które lubiłem się wtulać, jak w poduszkę, w czarnych ciasnych jeansach i eleganckich butach dopełniających całość. Teraz wyglądasz jak pierwszy lepszy dres z ulicy. Szare szerokie spodnie do tego bluza Nike tego samego koloru, chociaż czasem zakładasz czarną lub granatową. Przestałeś spać nago. Teraz śpisz tylko bez koszulki. Właśnie Ci się przypatrywałem, gdy pokój zaczął się rozjaśniać, a przed moimi oczami stał anioł, najpiękniejszy jaki widziałem dotychczas. Była to dziewczyna mniej więcej w moim wieku, może młodsza o śniadej cerze, długich rudych włosach i dużych szarych oczach.

Śliczna, prawda? 

Podeszła do mnie mówiąc, że nazywa się Antonethe (czyt. Antłanet ) i że ma za zadanie mnie zabrać. Miała francuski akcent, świadczący o jej pochodzeniu. Onieśmielony jej blaskiem powoli podszedłem do niej. Chwyciła moją dłoń i po chwili znajdowałem się z powrotem w Niebie. Prowadziła mnie ku Górze Przeznaczenia i wprowadziła do windy. Po krótkiej chwili stałem naprzeciwko wielkiego zdobionego tronu na którym siedział sam Stwórca. Uklęknąłem na jedno kolano i spuściłem głowę wpatrując się w grunt pod moimi nogami.

B: Wstań Louisie. Przywołałem Cię tu po to, żeby Cię uświadomić, że nie mogę patrzeć na ten cały chaos wywołany Twoją śmiercią. Postanowiłem, że dam Ci szanse, żeby powrócić i cofnąć całe zło. Jednakże, Twój los, jak i wielu innych osób powierzam w ręce tego śmiertelnika z Ziemi. Jeśli Harry stanie się godnym posiądzie szanse o jakiej mu się nigdy nie śniło. Rozumiesz chłopcze?
Ja: Tak, Panie. Jednak nie wiem, czemu mi to mówisz.
B: Mówię to, bo chcę, żebyś o tym wiedział. Po drugie, chcę byś mu to uświadomił.
Ja: Jak, skoro on mnie nie słyszy?
B: Nawiedzisz go we śnie i przekażesz to co Ci powiem.
Ja: Dobrze, słucham.
...
Gdy już wiedziałem co mam powiedzieć, wyprostowałem się i czekałem aż znajdę się w jego śnie zgodnie z planem. Poczułem zmianę. Wiatr lekko czochrał moje włosy dając uczucie chłodnego ukojenia. Unoszę powieki, a moim oczom ukazuje się widok morza skąpanego w czerni, które oświeca jedynie blask księżyca. Gwiazdy są mało widoczne, a niebo pochmurne. Jakieś 10 kroków ode mnie, po lewej stronie stoi budka ratownika, z której słychać lekki szloch przerywający kojącą ciszę. Idę w jego kierunku. Na szczycie schodów siedzi tak dobrze znany mi chłopak ze swoimi bujnymi lokami. Podnosisz wzrok i zamierasz na mój widok. Twoje źrenice się rozszerzają ukazując mocny szkarłat bijący z Twoich oczu. Tak bardzo chcę Cię przytulić, przeprosić, wytłumaczyć się, ale nie mogę. Muszę się skupić na zadaniu, bo jeśli wypowiem coś czego nie miałem, to wtedy szansa na powrót przepadnie. To cholernie trudne, ale staram się wyglądać na obojętnego, gdy narzucasz tyle pytań, na które nie mogę Ci odpowiedzieć.
H: Louis? To ty? Jak to? Żyjesz? Mam halucynacje? Czy mam zwidy? To naprawdę ty? Jak się czujesz? Co robiłeś przez ten czas? Gdzie byłeś? Louis odezwij się, błagam. - szlochałeś coraz bardziej
L: Posłuchaj, przyszedłem tu jako posłaniec od kochającego Boga, który postanowił dać Ci szansę. Możesz wszystko naprawić, jeśli okażesz się godny.
H: Jak to godny?
L: Codziennie będziesz dostawał wskazówki, do zadań które będziesz musiał wykonać. Musisz codziennie przed spaniem naszykować kartkę i coś do pisania na szafce nocnej obok Twojego łóżka. Rano znajdziesz tam wskazówkę. Pamiętaj, że przez czas próby nie wolno Ci : kłamać, obrażać, ranić innych jak i siebie, wybuchać złością, ignorować innych i przede wszystkim nie możesz powiedzieć o tym nikomu. Nikt nie może wiedzieć o próbach, bo zostaną unieważnione, a szansa przepadnie. Zrozumiałeś?
H: Tak.
L: Chcesz się podjąć prób?
H: Podejmę się wszystkiego bylebyś tylko wrócił.
L: Dobrze, masz jakieś pytania dotyczące prób, szansy, itp.?
H: Nie wiem. Mam mętlik, może później będę miał.
L: Jeśli będziesz jakieś miał napisz je później na danym papierze, a wtedy jeśli będę mógł to Ci odpowiem. A teraz proszę. - przekazałem Ci papier - Oto pierwsze zadanie. Żegnaj Harry.
H: Co? Lou, nie odchodź. Proszę. - Nawet nie wiedząc kiedy wyparowałem i znalazłem się w Twoim pokoju
Jest rano. Jak zawsze wstajesz otworzyć Liamowi. Gdy otwierasz senne, sklejone oczy, zauważasz w swojej dłoni kawałek pergaminu. Chyba przypominasz sobie sen, bo jak poparzony wstajesz i rozwijasz go czytając jego zawartość.


Próba 1


Kiedy w sercu smutek, żal, 
     Kiedy upadniecie nisko. 
          Wszelkie smutki idą w dal, 
                Gdy rodzinę macie blisko.

~Louis


środa

Wpis 16 (07.03.14)

Zawsze byłem pod podziwem jak Ty potrafisz wszystko spieprzyć. Dziś znowu dałeś mi tego przykład. Przyszła do Ciebie. Chciała porozmawiać. A ty? Co zrobiłeś? Nawrzeszczałeś na nią? Opieprzyłeś? Powyzywałeś od najgorszych? Olałeś i wyrzuciłeś z domu?  Jak mogłeś tak postąpić? Jak mogłeś to zrobić własnej matce? Nie potrafię Cię zrozumieć. Ona przyszła, chciała porozmawiać, pomóc Ci jakoś, a ty tak po prostu ją wyzwałeś od "głupich", "podłych","okrutnych"... Jednak mimo wszystko nigdy nie  zrozumiem jak mogłeś ją wyzwać od "najgorszych matek" dodają, że "nigdy Cię nie kochała i teraz też nie kocha"? Jak mogłeś po tym wszystkim co wycierpiała, co dla Ciebie zrobiła i co przez Ciebie czuła jak po raz kolejny pobiłeś się z kolegą, okazać się takim skończonym skurwielem i tak ją potraktować? Rozumiem, emocje. Ale są ograniczenia.  Mieliście kiedyś taki dobry kontakt. Zepsułeś to. Po prostu to zjebałeś.

*Wydarzenie*

Dzwonek do drzwi. Jest wcześnie. 6:03 wybiła na zegarze. Harry niechętnie zwlekł się z łóżka, by otworzyć swojemu przyjacielowi jak to miał w zwyczaju. Ku jemu zdziwieniu nie znalazł tam Liama. W progu stała jego mama. Anne ubrana w długi berzowy płaszcz trzymała w ręku czarny parasol w kropki. W Londynie była dość pochmurna pogoda. Deszcz padał długimi strugami uniemożliwiając wszystkim w okół spokojne poruszanie się pieszo po przedmieściach. Jemu zaś taka pogoda odpowiadała. Lubił ją. Uważał, że wtedy nie czuje się taki samotny. Że Bóg płacze po stracie Louisa albo że to Louis (ja) płacze, że tak szybko odszedł. Miał wiele różnych fantazji na ten temat. Wpatrywał się w dudniące o rynne krople, gdy z zamyśleń wyrwał go jej głos.
A: Mogę wejść?
H: Po co?
A: To już nie mogę odwiedzić własnego syna? - westchnął, po czym odsunął się lekko udostępniając jej wejście do środka -Jak się trzymasz?
H: Tak jak widać.
A: Słyszałam, że robisz postępy.
H: Możliwe.
A: Synku, - usiadła na jednym z czerwonych skórzanych foteli - nie możesz mnie cały czas ignorować. Martwię się o ciebie. Zrozum, że chcę dla ciebie jak najlepiej.
H: Wiem co dla mnie dobre. Nie potrzebuje niczyjej pomocy.
A: Obydwoje wiemy, że się mylisz. Pozwól sobie pomóc. Kiedyś mówiłeś mi o wszystkim.
H: Dobrze powiedziane. KIEDYŚ.
A: Synku...
H: Nie mów tak do mnie.
A: Przecież jesteś moim synkiem i mam prawo cie tak nazywać.
H: Ale sobie tego nie życzę. Nie mam już 6lat żebyś tak do mnie mówiła. Od czegoś mam imię, nieprawdaż?
A: Dla mnie zawsze będziesz moim małym synkiem.
H: Nigdy nim nie będę. Nie bądź głupia. Jestem już duży. Umiem o siebie zadbać. Możesz już iść.
A: Harry, nie mów tak. Martwię się o Ciebie.
H: To przestań.
A: Nigdy nie przestanę. Harry, ty się tniesz. To mnie przeraża. Boję się o Ciebie.
H: Niepotrzebnie.
A: Przestań zachowywać się jak jakiś gówniarz!
H: A ty jak nadopiekuńcza mamuśka!
A: Ty się tniesz!
H: To nie twój interes co robię! W dupie mam twoje zdanie! Zainteresowana się znalazła. Nigdy nie obchodził cie mój los!
A: Harry, co ty wygadujesz!?
H: Jak możesz być taka okrutna!? Słyszałem twoją rozmowe z Liamem! Nie wyślesz mnie do żadnego psychiatryka! Jak w ogóle mogłaś o tym pomyśleć!? Jesteś podła! Tylko ty mogłabyś posłać swoje dziecko do psychiatryka! Jakim prawem!? Czy ty w ogóle pomyślałaś o mnie!? Nie! Jesteś najgorszą matką jaką widziałem! Czy ty kiedykolwiek mnie kochałaś!? Czy tak jak teraz masz mnie, moje zdanie i moje uczucia w dupie!? Co!?
A: Jak.. Jak mogło ci to przejść przez gardło. Kochałam cie i kocham całym sercem i chcę dla ciebie jak najlepiej.
H: Właśnie widzę! Wiesz co!? Wynoś się! Nie chcę cię tu widzieć!
A: Synku.. - po jej twarzy spływały łzy
H: Mówiłem że masz do mnie tak nie mówić! Wynoś się! Wynoś!
A: Dobrze. Jeśli naprawdę tego chcesz to pójdę.
H: Idź i nie wracaj tu już więcej.
A: Dobrze. Jeśli to sprawi, że będziesz szczęśliwy to pójdę. - wstała kierując się w stronę drzwi
L: Już jestem. Sorki za spóźnienie.. Ooo.. Pani Styles. Dzieńdobry. Co pani tu robi? - stał jak słup na korytarzu
A: Witaj Liam. Właśnie wychodziłam. - wymusiła sztuczny uśmiech i włożyła go na twarz, udając się do swojego auta, zostawiając ich samych
L: Co się stało?
H: Nieważne. Ważne, że już wyszła.
L: Pokłóciliście się?
H: Taaak. Nie poruszajmy więcej tego tematu. Ok? Zapomnij.
L: Spoko.


* koniec wydarzenia *


Wszystko się pieprszy. Do tego pokłuciłeś się z Liamem. Nawet nie wiesz jak bardzo cierpię patrząc na to wszystko. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie ranisz tym co robisz. Tym że się tniesz, że olewasz innych, a szczególnie swoich najbliższych. Nigdy się nie spodziewałem, że moja śmierć tyle zmieni w życiu innych, a szczególnie w TWOIM. Patrząc na Ciebie i Liama zastanawiam się, co by było gdybym nagle się pojawił. Gdybym cie skarcił z lekkim uśmieszkiem na twarzy i poklepał Liama po barku na znak, że wszystko się ułoży. Czemu? Czemu tak nie może się stać.

* wydarzenie *

L: Co chcesz na śniadanie?
H: Zrób mi co zechcesz. Mi obojętne.
L: Ok. Mogą byyyyć...  kanapki z białym serem?
H: I z miodkiem? - pierwszy raz od dawna oczy zabłysły mu na myśl o jedzeniu
L: Oczywiście. ;)  - zabrał się za robienie kanapek i gdy już sięgał po miód trącił pudełko z chrupkami - Szlak.
H: Posprzątam.
L: Nie, ja posprzątam. - zaczął zamiatać podłogę, gdy coś się zabłyszczało. Schylił się biorąc w rękę żyletkę - Harry...
H: Oj nie chrzań mi już o tym. Wystarczająco wiele razy to słyszałem.
L: Jak widać nie wystarczająco. Ile razy mam ci mówić że to nie jest rozwiązanie!
H: Może dla Ciebie! Wszystko byłoby o wile prostrze gdybym umarł! Przyznaj się, że masz już mnie dosyć! Przyznaj się, że cię irytyję! Przyznaj się, że cie wykańczam! No przyznaj się!
L: Fakt, czasem jesteś irytujący i mam cie po dziurki w nosie. I fatk że jestem zmęczony. Ale zależy mi na Tobie Harry i nie poddam się. Pomogę ci, zobaczysz.
H: Tylko że ja nie chce twojej pomocy! Ani twojej, ani matki! Słyszałem na czym polega ta wasza 'pomoc' ! Słyszałem, że chcecie mnie do psychiatryka wysłać!
L: Nie. Nie wyślemy cię tam.
H: Słyszałem waszą rozmowę! Przyznaj się! Wiem, że chcesz się mnie pozbyć!
L: Nieprawda. A rozmowy trzeba było dosłuchać. Wiedziałbyś, że powiedziałem twojej mamie, że to jedyne wyjście dopiero gdy będziesz w stanie krytycznym. A teraz będę nad tobą pracował, dopóki nie wyjdziesz na prostą.
H: Ja nigdy nie wyjdę na prostą.
L: Wyjdziesz, wyjdziesz. Tylko musisz chcieć.
H: A co jeśli ja nie chcę?
L: To masz zachcieć! Nie rozumiesz, że wszyscy się o Ciebie martwimi!? Chcemy Ci pomóc dojść do sibie! DO JASNEJ CHOLERY ZROZUM TO!
H: Ty przeklnąłeś..
L: Czasem trzeba klnąć.
H: Sorki.
L: Nieważne. Jedz i weź tabletki.
H: Dobrze.
L: I masz się nie ciąć.
H: Wiesz, że i tak będę.
L: Postaraj się. Jak nie dla nas i nie dla siebie to dla Louisa.


* koniec wydarzenia *


Nawet nie Sobie nie wyobrażasz jak bardzo chcę Ci zabrać te wszystkie żyletki, wyjąć tą ostatnią z ręki którą tak mocno ściskałbyś w swoich kościstych dłoniach błagając i szlochając bym tego nie robił. Ale ja bym nie uległ nawet najbardziej smutnej miny w całym Twoim życiu. Mimo iż warga tak gwałtownie by Ci drżała, oczy szkliłyby się od nadmiaru słonych łez pchających się by wypłynąć, serce waliłoby jak oszalałe wyrywając się z klatki piersiowej, a mi serce przekrajało się na Twój widok jakby je ktoś sztyletem dźgał z każdej możliwej strony, to i tak wyrwałbym Ci ją z ręki. Potem bym Cię mocno przytulił do siebie tak aby Twoja niespokojna klatka z każdym oddechem ocierała się o moją. Mówiłbym Ci, że wszystko będzie dobrze i że wyciągnę Cię z tego lekko pocierając przy tym Twoje plecy. Tak bardzo chcę Ci pomóc lecz nie mogę. :(

wtorek

Wpis 15 (06.03.14)

Długo nie pisałem, ale Ty również. Otworzyłeś się bardziej. Lepiej z Tobą i to widać. Nadal nie widujesz się ze swoimi bliskimi. Nie mogę sobie wyobrazić bólu Twojej mamy. Ile ona musi teraz wycierpieć. Byłem u niej dzisiaj. Była taka nieobecna. Nie mogła skupić się na niczym. Wygląda jakby o Tobie rozmyślała i tak chyba jest, bo gdy tam przyszedłem właśnie kończyła rozmowę z Gemmą.
G: Może do niego pójdziemy?
A: Nie. Nie jestem gotowa.
I tyle. Twoja mama czuje ból i jakąś blokadę. Nie wiem z jakiego powodu nie jest gotowa. Czy to żal, czy smutek, czy może troska? Nie wiem. Ale widać, że to ją dobija. Byłem też u Zayna. Obwinia się o tę kłótnię. Martwi się i chce Cię przeprosić, ale boi się, że go nie.wpuścisz, albo że jeszcze bardziej wszystko pogorszy. Wszyscy się przejmują i martwią. Boją się o Ciebie. Tak czy siak dobrze, że Liam jest z Tobą. Ale jego to wykańcza. Trudno Cię mieć na oku przez.cały.czas, ale ty i tak znajdujesz sposób i się tniesz, a Liama to dobija. Psychika mu podupada. A fizycznie to już koszmar. Prawie nie śpi. Max cztery godziny dziennie. Bo jakim sposobem ma spać więcej, gdy idziesz spać po pierwszej, a budzisz się o szóstej? A on musi jeszcze pojechać do domu, usnąć, wstać, ogarnąć się, zjeść i znowu do Ciebie dojechać. Jego organizm jest przemęczony. Potrzebuje odpoczynku, ale wie, że nie może odpocząć, bo kto się wtedy Tobą zajmie? Właśnie. On już ledwo.to.znosi. Widać, że źle się czuje i że mu słabo. On to przed Tobą ukrywa, uśmiecha się przy Tobie cały czas, ale Ty i tak to widzisz. Chciałbym mu ulżyć i się Tobą zająć. Wiem, że dałbym radę. A Tobie by szło ze mną lepiej. Ale nie mogę. Los.jest okrutny i nie daje mi możliwości pomóc moim najbliższym. W dodatku muszę patrzeć na ich ból, wiedząc, że jestem bezsilny. To takie okrutne. Tak bardzo chcę Cię przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i że musisz być silny. Tak bardzo chcę byś to usłyszał i w to uwierzył. Chcę byś był szczęśliwy tak jak kiedyś. Tak bardzo chcę gdzieś z Tobą wyjść jak za dawnych czasów i zrobić coś głupiego byś się śmiał tak jak wtedy. Jak ja tym tęsknię. Tęsknię za starym wesołym.Harrym.

Wpisy Harrego ------>

( wpis 11 )
( wpis 12 )

piątek

Wpis 14 ( 20.02.14 )

Dzisiaj miałeś kolejną wizytę. Nadal nie odezwałeś się słowem. Przez cały tydzień pisałeś w pamiętniku. To niesamowite, co zwykły przedmiot z Tobą robi. Uśmiechasz się do niego w ten swój charakterystyczny sposób. Podnosisz prawy kącik ust delikatnie mrużąc przy tym oczy i lekko parskasz śmiechem. Zawsze to uwielbiałem. To było w tobie takie wyjątkowe. I jeszcze te dołeczki. Tak bardzo chcę w nie wetknąć palca, tak jak za dawnych czasów. Wiem, że cię to irytowało, ale po części po to to robiłem. Uwielbiałem się z tobą droczyć, a ty ze mną. Albo gdy bawiłem się twoimi lokami. Taaaak. Były takie miękkie. Gdy nie umyłeś głowy, trochę cuchnęły, ale to byłeś cały ty. Wysoki, chudy, ubrany w czarne rozdarte rurki i za duże swetry. I te twoje kocie oczy, ciągłe oblizywanie warg, wielkie dłonie, bawienie się palcami gdy się denerwowałeś , garbienie się gdy czujesz się padnięty, chodzenie w butach po domu, chrapanie i czasem cuchnące włosy. Tak. To cały ty. Ale takiego cię uwielbiam. Nawet teraz z tyloma bliznami i strupami jesteś idealny. Tęsknie. I to bardzo. Wiesz? Lepiej z tobą, no może poza jednym faktem, ale to potem. Trochę przytyłeś. Niedużo, ale jednak. Cieszę się. Chłopaki do Ciebie przyszli i twoja mama. Gemma jak na razie nie mówiła im o cięciach i psychologu, bo ci obiecała, ale dzisiaj to powiedziała, bo musiała.

" Relacja z ich spotkania "

G: Wchodźcie. Hej mamo.
A: Hej skarbie. - dały sobie buzi w policzek, podczas gdy reszta udała się do salonu, w którym przebywał już zszokowany Harry
Z: Hej Haz. - przytulił go mocno, a Harry stał jak słup
L: Dawno cię nie widziałem. - kolejny pusty uścisk
N: Harry! - przytulił go Niall rycząc jak dziecko, a Harry na niego spojrzał i spuścił wzrok
A: Witaj synku. - stanęła w oddali lekko się uśmiechając, po czym obok niej znalazła się Gem
H: Co oni tu robią?
G: Zaprosiłam ich. - powiedziała surowo - Usiądźcie - zwróciła się do reszty
H: Ale po co?
G: Bo mam zamiar im wszystko powiedzieć Harry. Nie mogę tego dłużej ukrywać, bo ty tak chcesz. Tu chodzi o twoje dobro.
H: Nie rób mi tego Gem. Błagam cię! Proszę! - zaczął się wydzierać, a jego oczy w chwile były już pełne od łez
G: Nie mogę. Siadaj. - wszyscy byli zdziwieni, zaskoczeni i zawiedzeni, że Harry tak zareagował na ich przybycie - Mam wam coś ważnego do powiedzenia. Harry chodzi do psychologa.
Z: Co? Dlaczego?
G: Ma poważne problemy psychiczne.
L: Ale jak to? Co z nim?
G: Palił, pił, ćpał, ale teraz już tego nie robi.
N: To czemu tam nadal chodzi?
G: Nie chce jeść. Ma problemy. Popada a to w anoreksję a to w bulimię na zmianę.
L: Boże, stary..
G: Ale z tym walczymy i jest już lepiej, ale jednej rzeczy nie mogę zmienić.
Z: Czego? - Chłopcy dopytywali podczas gdy Anne zakryła twarz ręką próbując tłumić emocje
G: Harry, to ty masz im to powiedzieć.
H: Ale ja nie chcę.
G: Nie obchodzi mnie to. No już, mów.
H: Nie dam rady Gem.
G: To im pokaż.
H: Heh.. To nie takie proste.
L: Harry, proszę. - spojrzał na Liamia , który był bliski płaczu
Po chwili Harry już wiedział, że musi to zrobić. Spuścił wzrok i wpatrywał się w swoje buty, które teraz wydawały się takie ciekawe. Spojrzał jeszcze raz na Gemmę, swoją mamę i chłopców, po czym spojrzał na swoje rękawy. Ta myśl, że musi je podnieść i wszystko im pokazać, że wszystko się wyda. Że w jednej chwili zdradzi swój sekret. Że zaczną zadawać pytania: "Dlaczego?" " Po co?" "Za co się każesz? " On nie chciał na nie odpowiadać. Nie chciał się im przyznawać do prawdy, która go zabijała od środka. To była jego tajemnica i nie chciał, by się wydała. A tu co? Nagle ma pokazać, że się tnie. Bał się tego. Cholernie się bał. To było dla niego zbyt wiele. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich w pomieszczeniu. Czuł się skrępowany, ale musiał to zrobić. Wziął głęboki oddech i w jedną krótką chwilę odsłonił swoje ręce na których widniały dziesiątki krwistych ran, strupów i blizn. Patrzył na nie i było mu smutno. Wszyscy siedzieli cicho nie dowierzając w to ci się dzieje. Stanęły im łzy w oczach.




N: Harreh? - rozryczał się Niall i schował twarz w dłonie
L: Nie.. Powiedzcie mi, że to tylko sen. Głupi, podły sen.. - odwrócił wzrok wpatrując się w okno
A: Boże, synku.. - płakała nie tylko ze względu na to co się stało, ale że nie potrafiła nic na to zaradzić
Z: Nie wierzę - wstał napięcie chwytając się za głowę i po chwili patrząc na Harrego - Jak mogłeś to zrobić? Czemu Harry? Dlaczego?
H: Nie twój interes Malik.
Z: Nie mój interes!? Pomyślałeś o kimś poza tobą!? Pomyślałeś jak się teraz czujemy!? Jak się czuje twoja mama!? Popatrz na nich! Popatrz! Przyjrzyj się im! Popatrz na Nialla! Widzisz jak on przez ciebie teraz ryczy!? Widzisz jak płacze twoja mama!? Widzisz ten smutek w oczach ich wszystkich!? Nie bądź samolubny i pomyśl o innych i co oni czują teraz przez ciebie! Wystarczy, że straciliśmy Louisa przez jego głupotę!
H: Odszczekaj to! - wstał wściekły, nabuzowany tak bardzo by nawet pobić Malika
Z: Niby co!? Taka prawda! Louis zginął wyłącznie przez swoją głupotę!
H: Odszczekaj to powiedziałem!
Z: Bo co mi zrobisz!?
H: Pierdol się Malik! Zgnij w piekle! - wybiegł i zamknął się w swoim pokoju
L: Zayn ty idioto! Co narobiłeś!? Po jaką cholerę się kłóciłeś!? Nie widzisz w jakim jest stanie!?
N: Przestańcie się kłócić! Ja tego nie zniosę! - wybiegł z mieszkania cały roztrzęsiony
L: Widzisz co narobiłeś!?
Z: To nie moja wina!
L: A kogo niby!?
G: Chłopcy stop! Przestańcie! Zayn biegnij za Niallem! Już! Bez dyskusji!
Z: Dobrze. - powiedział już łagodnie zdając sobie sprawę co narobił, a Harry w tym samym czasie pisał pamiętnik
A: Kochanie, ja przepraszam, ale nie.. Nie mogę tu być. Muszę to wszystko na spokojnie przemyśleć, ale nie teraz. To zbyt duży cios. - ocierała się z łez
G: Dobrze mamo. Idź. Trzymaj się jakoś.
A: Postaram się. - wzięła torebkę i wyszła
G: Harry otwórz! - krzyczała przez drzwi
H: Odpieprz się! To wszystko twoja wina! Po co ich zapraszałaś!?
G: Harry oni powinni wiedzieć i dobrze o tym wiesz!
H: Spierdalaj powiedziałem!
G: Harry!
H: Wypierdalaj stąd! To mój dom i sobie tu ciebie nie życzę! No już! Spierdalaj!
G: Jak chcesz Harry, ale my chcemy ci pomóc. - zrezygnowana opuściła mieszkanie w którym został tylko rozmyślający Liam

< W tym samym czasie u Harrego >

Zaczął pisać wpis. Przelał w nim wszystko co chciał powiedzieć, gdy usłyszał głos Gemmy. Miał tego wszystkiego dość. I te słowa Zayna. To bolało i tak bardzo. Chciał być sam. Sam ze swoim smutkiem. Zaczął rozmyślać o tym, że oni nie rozumieją. Że są w błędzie. Że to jego wina. Że on mnie tak bardzo kochał i nadal kocha. I tym samym wyjął żyletkę i zaczął się nią bawić pomiędzy palcami, obracać, wpatrywać się w nią jak w obrazek, aż w końcu przyłożył ją do swojej ręki robiąc niezgrabnie kształt jego oddania dla mnie. To takie romantyczne i chore za jednym razem. 





Właśnie skończył, gdy niespodziewanie odezwał się Liam.
L: Ochłonąłeś już trochę?
H: Co ty tu robisz? Miałeś wyjść.
L: Ale tu jestem. Nie mogę cię zostawić Harry.
H: Możesz.
L: Nie. Wpuść mnie do środka.
H: Nie. Nie mam ochoty.
L: Proszę Harry. Wpuść mnie. Daj sobie pomóc.
H: Nie potrzebuję pomocy! Słyszysz!? Ani twojej ani niczyjej!
L: Potrzebujesz i dobrze o tym wiesz. Wpuść mnie i pogadajmy na spokojnie. Proszę, stary.
H: Nie.
L: Okej. To będę tak siedział przed drzwiami czekając aż wyjdziesz.
H: Nie muszę wychodzić. Mogę tu zdechnąć!
L: Jeśli nie wyjdziesz, ani mnie nie wpuścisz, to ja zdechnę razem z tobą, pod twoimi drzwiami. Tego chcesz?
H: Nie.
L: To mnie wpuść, stary. - po chwili już słyszał od kluczanie drzwi
H: Wejdź. - skinął ręką
L: Boże Harry, nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwię. - zamknął go w uścisku
H: Czego chcesz? - oderwał się i siadł na łóżku wpatrując się w płonącą świeczkę
L: Prawdy.
H: Jej ci nie dam.
L: Harry posłuchaj mnie uważnie i nie wtrącaj się gdy będę mówił dobrze? A więc wszyscy przeżyliśmy śmierć Louisa. To był cios w serce. Wiem że byłeś z nim najbliżej z nas wszystkich, ale nawet jego mama doszła do siebie, Harry. I możesz mi wmawiać, ale głupi nie jestem. Widzę, że coś ukrywasz, tylko nie wiem co. Powiedz mi prawdę. O co chodzi?
H: Liam, chyba wolę żebyś wyszedł.
L: Nie Harry. Powiedz mi. Wiesz, że zachowam to dla siebie, ale twój stan mnie przeraża. Wytłumacz mi to całe zamieszanie. Mamy czas. Mi się nigdzie nie śpieszy. Ale zrób to i powiedz o co chodzi.
H: Liam, ja naprawdę nie mogę. Powiem ci, ale nie teraz. Zbyt dużo wydarzeń jak na dziś. To mnie męczy. Powiem ci ale nie teraz, nie dzisiaj.
L: Nie Harry. Nie będę czekał, aż się zabijesz.
H: Ale ja nie potrafię się otworzyć Liam. Zrozum mnie. To zbyt trudne.
L: Nie bój się mnie. Nie bój się powiedzieć mi prawdy. Możesz mi ufać i na mnie liczyć. - położył mu dłoń na ręce by go wesprzeć, ale tylko zadał mu ból
H: Aahhh.. - syknął z bólu - Weź tę rękę Liam.
L: Zrobiłeś coś sobie znowu? To przez nas?
H: To przeze mnie.
L: A opatrzyłeś ranę?
H: Nie.
L: Zaraz wracam. Idę po apteczkę.
H: Nie, ja nie chcę.
L: Harry, przeciekł ci sweter. Idę po apteczkę i wodę. - za chwilę był już z powrotem - odsłoń ręce
H: Nie. Liam, ja sam to zrobię, ale wyjdź. Nie chcę byś na to patrzył.
L: Trudno, nie wyjdę. Nie wierzę ci że to zrobisz, przykro mi. Podnoś rękawy.
H: Nie możesz tak! - kolejne łzy napłynęły mu do oczu
L: Harry, to dla twojego dobra. Podwijaj, no już. - z grymasem na buzi podwinął ale jeden nie całkowicie. Nie odsłonił świeżej rany.  - Dalej.
H: Nie. To zrobię sam, ty możesz zająć się resztą. Nie Harry. - w mgnieniu oka podwinął Harremu rękaw z widniejącym tam sercem, a oczy Harrego kolejny raz wypełniły się łzami. Liam spojrzał prosto w jego źrenice, a Harry już wiedział, że on wie o co chodzi
L: Później się wytłumaczysz. Teraz to opatrzymy. - i tak przemył jego rany i założył na nową bandaż
H: Liam, ja.. Ja..
L: Nie tłumacz się Harry. Nie masz z czego. Ale chce tę usłyszeć. Naprawdę go kochałeś?
H: Nie Liam.
L: Jak to?
H: Ja nadal go kocham. - i tak strumienie łez przerodziły się w rwącą rzekę na jego twarzy
L: Nie ma w tym nic złego Harry. Bycie gejem nie jest złe. Serce nie wybiera. Rozumiesz? Od dawna go kochasz?
H: Od zawsze. Od pierwszego słowa jakie powiedział.
L: I ukrywałeś to przed nami przez tyle czasu?
H: Nie tylko was. Wszystkich. Nikt nie wiedział.
L: Przecież mogłeś nam powiedzieć. A szczególnie swojej mamie! Przecież ona zawsze cię wysłucha i zawsze znajduje jakieś rozwiązanie.
H: Nie chciałem odtrącenia, Liam.
L: Nikt by cię nie odtrącił, Haz. Kochamy cię takiego jaki jesteś i twoja orientacja nic nie zmienia.
H: Wszystko zepsułem Liam. Wszystko. To wszystko moja wina. To przeze mnie Louis nie żyje Liam. To moja wina.
L: Nieprawda. Wbiegł pod auto. To nie twoja wina. 

H: Jeszcze nie zrozumiałeś!? Kłamałem! On nie wbiegł pod auto! To wszystko moja wina! To przeze mnie Louis nie żyje!
L: Harry, co się wtedy stało?
H: Ja.. Ja chciałem mu powiedzieć! Miałem dość tego ukrywania! Ale.. Ale on się zaczął na mnie wydzierać! Że niepotrzebnie mu mówiłem! I on był wściekły! I się miotał! I chciał ode mnie odejść i się oddalić jak najdalej by na mnie nie patrzeć! I.. I wtedy nie wlazł na tę ulicę nie rozglądając się i wpadł pod tira! Krzyczałem! Darłem się! Wołałem go! Błagałem by się obudził, ale on tego nie robił! Umarł a ja wtulałem się w jego zwłoki! Chciałem by to był sen! By to mi się tylko śniło! Ale to była prawda! On odszedł przeze mnie! Gdyby nie ja on by nigdy nie wlazł na tę zasraną ulicę! Gdyby nie ja on nadal by żył! To wszystko moja wina Liam!
L: Harry, uspokój się, proszę. To nie twoja wina. On sam wszedł nieostrożnie na ulicę, a fakt, że wszedł tam z takich, a nie innych powodów się nie liczy.
H: Bullshit! ( gówno prawda )
L: Chodź tu. - wziął go w objęcia mocno do siebie przytulając, a ja lokowaty wypłakiwał się mu w ramię, które po chwili było całe mokre
H: Tak bardzo mi go brak, Liam.
L: Nam też Harry. Nam też. A teraz chodź. Zjemy coś. Marnie wyglądasz.
H: Nie mam ochoty.
L: To przez anoreksję. Chodź. - po 5 minutach kanapki były już gotowe - Smacznego.
H: Oszalałeś? Dwie kanapki? Gem zmusza mnie do zjedzenia, ale to połowy, bo wie, że nie dam rady więcej.
L: No dobrze. To ja zjem jedną, a ty drugą.
H: Liam! To za dużo! - jęczał jak małe dziecko które nie chce jeść warzyw
L: A kochasz Louisa? Prawdziwie?
H: Kocham i to bardzo, ale co to ma do rzeczy?
L: Jeśli go kochasz to zjesz.
H: Nie ma tak!
L: Pomyśl jakby tu był. Jak by się czuł widząc cię w takim stanie? Zrób to dla niego i zjedz jedną kanapkę.
H: Mam nadzieję, że to widzisz Louis tam z góry i doceniasz to, że się tak będę męczył. - powiedział chwytając kanapkę i patrząc w górę
I tak męczył się z jedną kanapką dla mnie. Jedną kanapkę jadł chyba z pół godziny. Każdy kęs trwał długo. Po 3 kęsach zaczął płakać, że już nie może, zresztą jak to od niedawna. Następny kęsy były trudniejsze. Za każdym razem jęczał, płakał i patrzył na swój brzuch, czy aby nie przytył. Liam był tuż obok niego i mu pomagał. Zachęcał do jedzenia, wycierał łzy i pocierał mu ręką plecy w pocieszającym geście. Na własne oczy zobaczył jak z nim ciężko. Harry poddawał się wielokrotnie, ale wtedy patrzył w górę, jakby wyszukując tam mnie i zaczynał walkę po raz kolejny. To okropne patrzeć jak się męczy. Wreszcie skończył kanapkę, a Liam podał mu pół kubka wody uświadamiając, że nie ma kalorii i że ma tyle wypić. Niechętnie wziął kubek do ręki i na raz łyknął wszystko. Potem Liam poszukał jeszcze tabletek uspokajających i witaminowych po czym podał je Harremu z kolejną porcją wody. Skrzywił się, ale zrobił co należało. Był już wieczór, więc Liam położył go spać i tak usnął. Liam był tak padnięty, że usnął tuż obok niego otulając go ramieniem.

" Koniec Wspomnienia "



A więc tak to było. Zwierzyłeś się komuś. Jestem taki dumny. Robisz postępy. Jadłeś z myślą o mnie. Jestem wdzięczny Liamowi i to bardzo. Pomaga ci. Widzę, że jego to męczy i boli, bo trudno to wytrzymać. Ale mam nadzieję, że da radę. Musi. Liczę, że cię naprawi. Mimo wszystko jestem z Tobą i nawet, gdy tego nie czujesz przytulam cię, szepczę do ucha, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Teraz sobie śpisz a ja podziwiam każdy kawałek twojego ciała. Uśmiechasz się przez sen. Nie mam pojęcia o czym śnisz, ale cieszę się, że to miły sen.



*  Wpisy Harrego przez tydzień ---->  ( od WPIS3    do    WPIS9  )  
*  Wpis Harrego po kłótni  ---->  WPIS10

Wpis 13 ( 13.02.14 )

Jak zwykle nie przespałem nocy, bo nie mogę. Ale jedno mnie pociesza. Harry zaczął pisać. Cieszę się, że podjął się terapii. A w dodatku pisze do mnie. To takie słodkie z jego strony, a z drugiej, koszmarne, wiedząc, że pisze do mnie, a ja nie mogę mu odpisać. Czytam co pisze. Obserwuję każdy ruch jego ręki. Cieszę się każdym uśmiechem na jego twarzy. Tak. Uśmiecha się. Od tak dawna się nie uśmiechał. Jak ja tęskniłem za tymi dołeczkami. Jak ja cholernie tęsknię za wesołym Harrym.




WPIS HARREGO --------------->  ( LINK1)  ( LINK2)

czwartek

Wpis 12 ( 12.02.14 )

Sporo ostatnio myślałem w nocy. I uznałem, że tak mało czasu spędziłem z rodziną w ostatnich latach. I teraz, gdy zmarłem rzadko ich odwiedzam. Jeśli chcecie, nazywajcie mnie dupkiem. Nazywajcie mnie tak bo o nich nie dbam. Ale fakt jest taki, że oni to znieśli. Znieśli moją śmierć. Może nadal ją odczuwają, ale podnieśli się z niej. A Harry.. On.. On po prostu nie daje rady. Cięć jest coraz więcej. Gemma zaprowadziła go dziś do psychiatry. Jednak nic to nie dało. Przesiedział on tam nie mówiąc kompletnie nic. "Doktor" uznał, że ma zbyt duże załamanie, ale nie wie dlaczego. Uznał, że musi się komuś zwierzać z problemów. Ale problem jest w tym, że Harry nie chce rozmawiać z NIKIM. Dlatego też psychiatra postanowił, żeby Harry pisał pamiętnik i co wizytę, będzie mu go oddawał. Nie wiem czy to się uda. Minął cały dzień a jak na razie nie wpisał tam nic a nic. Boże, jak ja się o niego martwię. To okropne co moja śmierć mu wyrządziła. Nigdy nie przypuszczałem, że doprowadzę go do takiego stanu. Czuję się winny i jestem winny. Gdyby nie moja głupota. Ale cóż. Tego się już nie odwróci. To takie przykre. Harry usnął i ślicznie sobie śpi. Jego długie podkręcone rzęsy idealnie się łączą. Powieki zakryły mi jego oczy, zielone jak kołyszące się na lekkim wietrze trawy na łące. Ułożył się wygodnie na poduszce, a jego bujne kasztanowe loki przykryły jego już nie uśmiechającą się twarz. To wszystko jest takie poplątane. Ale leżę tu obok niego. Przytulam go i modlę się, żeby to był tylko sen. Długi, dziwny i debilny sen. I że gdy się obudzę, to będzie leżał koło mnie. Wtulony w mój nagi tors chrapiąc mi do ucha. Heh. Jak ja za tym tęsknię. Nawet za tym chrapaniem, a zawsze mnie to irytowało. Ale co ja bym teraz dał żeby mi pochrapał do ucha. Żeby mnie łaskotał tymi swoimi lokami. Jak ja cholernie za nim tęsknię. To , to jest nie do opisania. Po prostu, czuję pustkę w sercu i nie mogę jej niczym zapełnić.

Wpis 11 ( 11.02.14 )

Piszę, bo dzisiaj spotkało mnie wiele niespodzianek. Miłych i nieco gorszych. Między innymi leki działają. Harry lepiej się czuje. Fakt, że jest bardziej otępiały i senny, ale coś za coś, prawda? Ważne, że już się lepiej zachowuje. Jego mama go odwiedziła. Jednak na razie na marne. Nie rozmawiał z nią. Unikał kontaktu wzrokowego. Ale ona przy nim była, bo wie że tego potrzebuje. Że potrzebuje troski i miłości. Wszystko jest takie pomieszane. Harry okłamał ich co do mojej śmierci, a wytwórnia chcąc zrobić o mnie rozgłos powiedziała, że to był wypadek samochodowy. I cały świat myśli, że to wina tego biednego kierowcy. Ludzie zrobią wszystko dla głupiego rozgłosu. Fanki. Wciąż ich tu przybywa. Wciąż się zabijają. Ale niektóre to wytrzymują i przychodzą na mój grób co jest naprawdę miłe. W każdym razie, stworzyły nawet filmik co do mojej śmierci.

Oto film jakby ktoś był ciekawy ------>



Z jednej strony wszystko się poprawia, a z drugiej wszystko się wali. Moja rodzina i znajomi stają już na nogi, ale Harry wciąż nie może. Coraz więcej fanek popełnia samobójstwo. To takie niesprawiedliwe. I jeszcze zasrana wytwórnia, żeruje na naszym nieszczęściu i wyprzedają ostanie rzeczy z naszymi podobiznami. Wprowadzili sporo rzeczy z moją osobą, żeby wyciągnąć z załamanych fanek jak najwięcej kasy. To takie popierdolone! Jak można żerować na czyimś nieszczęściu!? Nigdy tego nie zrozumiem.

wtorek

Wpis 10 ( 10.02.14 )

Przepraszam, że tak rzadko piszę, ale to wszystko na prawde trudno ogarnąć. Sporo się przez ten miesiąc zmieniło. El, moi rodzice i chłopaki oprócz Harrego doszli już do siebie. Żyją tak jak dawniej. Zespół się rozpadł, ale oni nadal utrzymują kontakt. Zachowują się jak zawsze. Ach, ci moi idioci. Cieszę się, że wreszcie się uśmiechają. Cieszę ich szczęściem. Jakby nie patrzeć, lekko podnoszą mnie na duchu. A Harry.. Cóż. Wreszcie zaczął brać depresanty. Nie tknął ani razu alkoholu ani prochów. Więc można uznać to za jakąś poprawę. Jednakże nadal jest z niego skura i kości. Jak Gemm go wyleczyła z anoreksji to znowu popadł w bulimię. A z bulimii potem w anoreksje. I tak to się chrzani. Ale jest poprawa bo pije sporo, a jedzenia chociaż trochę tknie. Gemma go straszy, że jak nie będzie jadł to trafii do szpitala. Nadal się do nikogo nie odzywa oprócz swojej siostry. No i mnie i Boga oczywiście. Do niej kiedyś odzywał się tylko na pytanie, ale teraz mówi już "good morning" i " good night " sam z siebie. Czasem zapyta co gdzieś leży, albo czy mogłaby mu coś podać. Ale żadnej rozwiniętej rozmowy. Nacięć jest coraz więcej, ale Gemm nie potrafii sobie poradzić z tym problemem. Nie rozumie w dalszym ciągu dlaczego to robisz, dlaczego tak rozpaczasz. Bo nawet moja mama doszła do siebie, a on nie potrafii. Ale jakim sposobem ma go zrozumieć skoro wszystkim naścirmniał co do mojej śmierci. Powiedział, że chciałem się z nim ścigać i wpadłem pod auto. Dlatego nie potrafią zrozumieć, bo nie znają prawdy. Ale wiem, że to dla niego i tak trudne. Często do mnie mówi. Opowiada mi jak się czuje, co przechodzi i że tęsknii. Błaga o przebaczenie, ale ja nie chowam urazy. Sam się w to pakowałem. To nie jego wina. To tylko i wyłącznie moja wina. Żałuję cały czas, że nie porozmawiałem z tobą. Że nie obgadałem tego, zamiast jak jakiś dzieciak uciec od problemów. Już widać, jak udało mi się uciec. Żałuję, że nie dorosłem do tego by z nim porozmawiać.

piątek

Wpis 9 ( 10.01.14 )

Minął dzień. Niby tylko dzień, ale sporo z niego wynikło. Harry ma już 40 dosyć głębokich nacięć. Każdy za jeden dzień od mojej śmierci. Gemma mu tłumaczy, ale jej nie słucha. Zabrała go dziś do lekarza. Okazało się, że ma anoreksję i to tak wielką, że powinien zostać w szpitalu, bo grozi mu śmierć w tydzień jak tak dalej pójdzie. Ale on przecież musisz być mądrzejszy i nie zostanie w szpitalu. Do tego ma wykrytą depresję. To szok, że w ogóle rozmawia z Gemmą. Ale to dobrze. Alkohol niszczył mu wątrobę, ale to szczęściarz i nic poważnego mu z tego powodu nie jest. Nie może jedynie tknąć alkoholu ani żadnych lekarstw przez miesiąc, co może byś trudne bo powinien brać antydepresanty. Leczenie ma rwać długo, ale jego siostra zobowiązała się go pilnować w co wierzę. Przez cały dzisiejszy dzień nie tknął alkoholu, ani prochów. Ale w nocy Gemma już nie czuwa i Styles zadał 40 nacięcie. Liczę, że będzie lepiej, bo jesteś w dobrych rękach, ale mimo to nadal cierpię. Nadal nie mogę znieść myśli, że to przeze mnie. Że wyrządziłem ci tyle krzywdy. Łzy nie opuszczają mojej twarzy. Ciągle płaczę. Chcę, by wszystko wróciło do normy. Bym mógł rano cię obudzić i śmiać się, że to tylko głupie złudzenie i że jestem przy tobie. Ale tak nie jest i nie będzie. Ja już nie wrócę i cholernie trudno mi się z tym pogodzić. Jak widać tobie też. Dlaczego to akurat stało się nam? Dlaczego teraz? Wciąż szukam odpowiedzi na jedno pytanie. Dlaczego to wszystko się tak potoczyło?

Wpis 8 ( 03.01.14 )

Kolejny moment. Kolejny moment, gdy na niego patrzę, a on się stacza. Chłopaki przyjechali do niego. Pierwszy raz chyba widzę, że otwiera komuś drzwi. Przyjechała też Anne i Gemm. Niby impreza, ale Harry nawet nie tknął tortu. Był patyczakiem a teraz to już kompletnie. Sama skóra i kości. To wszystko przez anoreksję w którą popadł po mojej śmierci. Czuję się cholernie winny z tego powodu. Przypatruję się im, jak rozmawiają, piją i grają. Próbują zapomnieć, ale jakoś się nie udaje. Jedynie mama i siostra Harrego starają się mieć dobry humor. Po godzinie reszta jakoś się rozruszała, ale nie on. On nie miał ochoty. Wstał i udał się do swojego pokoju kładąc się na łóżku. Zaczął płakać. Kolejny raz płakał. Chłopaki wyszli dając mu spokój. Jego mama chciała z nim porozmawiać, ale on nawet na nią nie spojrzał. Po prostu ją olał. To nie było w stylu Harrego, jakiego znałem. Jego mama wróciła do domu, a uparta jak zawsze Gemma została. I dobrze. Może doprowadzi go do porządku. Rozmawia z nim. W każdym razie próbuje. Wreszcie Harry jej odpowiedział. Rozmawiają o mnie. O Harrym. O tym co się z nim dzieje. Zauważyła blizny na jego ręce. Wreszcie! Robi mu pretensje. Kłócą się. Cholera. To nie tak powinno być. Ale jakoś to będzie. Zostawiła go i poszła sprzątać mieszkanie. Przy okazji je przeszukała i wyrzuciła wszystkie narkotyki i alkohol. 1:0 dla Gemmy! Hazza udaje że śpi. Oszust, ale mimo to wygląda tak rozkosznie. Tak bardzo chcę leżeć tam z nim. Pocieszyć go i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale niestety tak się nie stanie. Stylesy usnęły w jednym łóżku tuląc się ze sobą. Widać, że Harry tego potrzebuje. Wierzę, że ona mu pomoże i że przywróci mu rozum do głowy. Ale jak na razie to się obok niego położyłem. Jak ja tęsknie za tymi czasami, gdy Harry się bał, albo martwił, bo miał koszmar nocny i przyłaził do mnie. Budził mnie i swoim wystraszonym głosikiem mówił tylko trzy słowa:  " Loui, can I ? ". Jak zawsze unosiłem skrawek kołdry na znak, że się zgadzam, a on gramolił mi się nagi do łóżka. To były takie piękne momenty. Albo gdy budził mnie rano tylko po to, by dać mi śniadanie do łóżka lub przejść się przy wschodzie słońca. Ile ja bym dał, żeby to powtórzyć. Tęsknię za tymi wszystkimi naszymi chwilami. Tęsknię za nim cholernie. Nie mogę uwierzyć, że tak bardzo przywiązałem się do tego idioty. Ale mojego idioty. W każdym razie, chyba już pora zakończyć ten wpis i cieszyć się chwilą, że w jakiś sposób z nim jestem.

Wpis 7

Wiem, że dawno nie pisałem, ale trudno mi było. To wszystko mnie dobija. Mimo to coś się poprawia, ale nie wszystko. Moja babcia zmarła na zawał serca. Kolejna rozpacz w rodzinie. Kolejny pogrzeb. Właśnie, nie mówiłem chyba, że widziałem swój pogrzeb, prawda? Otóż była na nim cała moja rodzina, chłopaki z ich rodzinami i dziewczynami, Elka też przyszła, do tego moi dawni znajomi. Tak. To było straszne na to patrzeć. Pierwszy raz wtedy Harry w ogóle wyszedł z domu. Pierwszy raz spotkał chłopaków.  Codziennie na mój grób przychodzą fanki, zapalają znicze i śpiewają nasze wspólne piosenki. Chłopaki też często przychodzą spotykając czasem nawet 20 fanek, ale one już nie piszczą. Nie wrzeszczą na ich widok. Jak Niall zaczyna płakać zawsze jakaś go przytula. Chłopaki często dołączają i śpiewają razem z fanami. To bardzo miłe. Jednak Harry, on chodzi tylko po zmroku. Gdy nikt go nie widzi. Siedzi i płacze mówiąc raz do mnie, raz do Boga. Wszystko jest skomplikowane. Spotkałem babcię w Niebie. Miewa się dobrze i cieszy się że mnie widzi. Jednak ona na razie nie schodzi tu na dół, bo mówi, że czeka aż wszyscy ochłoną. Do tego okazało się że sporo fanek popełniło samobójstwo z mojego powodu, co mnie nie ucieszyło. Spotkałem je w Niebie, trochę pogadałem, ale rozumieją , że chcę mieć spokój. Liam jakoś doszedł do siebie częściowo z pomocą Sophie i swoich rodziców. Chyba najlepiej to przyjął. Zayn i Perrie nadal są pogrążeni w smutku, ale już wrócili do normalnego życia. Zayn jednak nie tknął się kierownicy od mojego wypadku. Chyba ma jakąś traumę teraz. El trzyma się dobrze. Jest smutna, ale żyje tak jak zawsze. Może nawet znosi to lepiej niż Liam. Martwię się o Nialla, bo je jak normalny człowiek. Nie je już tyle co zawsze. Ale jako jedyny potrafi się uśmiechnąć. Próbuje jakoś rozruszać chłopaków. Jestem z niego dumny. Wytwórnia chciała kontynuować pracę z chłopakami i oddać moje fragmenty Niallowi, ale chłopaki nie wyrazili zgody i cóż. Zespół się rozpadł. A Harry? Harry stał się nikim. Tak, nazwałem go właśnie nikim, ale to przez to jak bardzo się stoczył. Z wesołego radosnego nastolatka stał się ponurym i zdołowanym bachorem, który szuka rozwiązania problemów w alkoholu i narkotykach. To cholernie dołujące. Do tego zaczął się okaleczać, ale nikt o tym nie wie. Chodzi w tym swoim swetrze, a nikt nie pomyśli żeby sprawdzić mu ręce. Cholera. To wszystko jest takie trudne. Jestem teraz w Niebie. Wraz z dziadkami siedzimy w domu wsłuchując się w ciszę. Fanek w kółko przybywa. Codziennie przynajmniej jedna. To mnie przeraża. Ale teraz muszę już iść, bo mam lot na Ziemię.

Wpis 6 (29.12.13)

Jestem tu. Cały czas przy nim i piszę dla was. Chociaż, niby dla kogo? Przecież nikt tego nie przeczyta. Może pisze to do moich fanów? Taki dokument. Ale po co do was piszę skoro nigdy tego nie przeczytacie? To bez sensu. Ale przecież nikt tego nie przeczyta. Może i nie, ale muszę się komuś wyżalić i wybrałem akurat was. Brzmię jak psychopata bo wylewam swoje żale tak naprawdę nikomu. Cholera. Łzy nadal pokrywają moją twarz. To straszne do czego się doprowadził. Olewa swoją rodzinę. Jego mama cały czas wydzwania, ale on nawet nie spojrzy na ekran. Gemma do niego przyjechała. Stała pod drzwiami domu z godzinę dzwoniąc dzwonkiem, ale on nie otworzył. W końcu Gemm dała sobie spokój i poszła. On nawet nie je! Od rana nie tknął niczego! Jest cały blady! Dobrze, że chociaż pije. Boję się. Cholernie się o niego boję. Co jak on umrze !? Nie może tego zrobić. Ale skończyły mu się łzy. Jakiś plus. Wstał. Uklęknął? Co? Zaczął się modlić.


" Boże,

Mam nadzieję, że mnie wysłuchasz.
Zagubiłem się w tym wszystkim.
Nie wiem co robić.
Podobno wiesz, kiedy mamy umrzeć.
Ale czy naprawdę musiałeś mi go zabrać?
Właśnie wtedy?
Właśnie tam?
Czemu?
Przecież on był najwspanialszym człowiekiem, jakiego można było spotkać.
Nigdy tego nie zrozumiem.
Boże, proszę, daj mi siłę.
A jak nie to daj mi umrzeć, by znowu być z nim.
Nie umiem bez niego żyć.
To tak cholernie trudne.
Podobno, zmarłe osoby mogą słyszeć jak się do nich zwracamy w modlitwie.

Więc Louis,

Jeśli mnie słyszysz, wiedz, że żałuję.
Wiedz, że żałuję, że tego dnia się z Tobą spotkałem.
Tak, żałuję.
Żałuję, bo gdybym z Tobą nie wyszedł, to to by się nie stało.
Gdybym z Tobą nie rozmawiał, nic by się nie wydarzyło.
Gdybym nie powiedział, że Cię kocham, to nie byłoby tego wypadku.
Gdyby nie to wszystko nadal byś żył, oddychał, śmiał się tuż obok mnie.
Gdyby nie ja i moja głupota wszystko byłoby inaczej.
Louis, nawet nie wiesz, jak ja cholernie tęsknię ta Tobą.
Nawet nie wiesz, jak mi brakuje Twojego uśmiechu, zapachu czy śmiechu.
Brakuje mi całego Ciebie, Louis.
Nie wiesz, jak to cholernie boli.
Jak cholernie boli Twój brak.
Jak cholernie boli ta myśl, że to ja Cię zabiłem.
Tak, obwiniam się za Twoją śmierć, bo wiem, że to wyłącznie moja wina.
Gdybym mógł cofnąć czas, to bym to naprawił, ale nie mogę.
Jestem taki zagubiony, Lou.
Nie chcę spotkać nikogo w tym momencie, bo oni nie zastąpią mi Ciebie.
Nie chcę ich pocieszeń, litości, czy współczucia.
Chcę znów z Tobą porozmawiać, zobaczyć Cię, przytulić, ale nie mogę.
Nie mam ochoty na nic.
Nie chcę jeść, pić, bo mi to nie potrzebne.
Czuję jak słabnę fizycznie i psychicznie, ale nie chcę pomocy ze strony innych.
Po prostu Loui, tak bardzo mi Cię brakuje, że nie mogę tego znieść.
Liczę, że to usłyszysz, a jak nie, to Boże zlituj się i mu przekaż to wszytko.

< Ojcze nasz, 10 przykazań, Pozdrowienie Anielskie >

Amen. "

Cholera. Pojedyncze łzy przemieniły się w strumienie. Napięcie we mnie narastało. Ból przejął mózg i serce. On się obwinia o moją śmierć. To nie jest sprawiedliwe. To nie jego wina! To tylko i wyłącznie moja wina! Moja i mojej głupoty! Gdybym nie uciekł nic by się nie stało! On nie jest winny. Położył się na łóżku, ale nie idzie spać. Tylko leży z otwartymi oczami. Mogę się założyć, że myśli teraz o tym co się stało. Że się obwinia. To wszystko jest takie do dupy! To wszystko nie powinno się wydarzyć! Do końca będę żałował jednej głupiej decyzji! Ludzie popełniają mnóstwo błędów. Ja też popełniłem, ale dlaczego to musiało się tak skończyć!? Dlaczego Boże!? Dlaczego akurat musiałem umrzeć!? Dlaczego muszę cierpieć patrząc na ból moich najbliższych? Dlaczego się pytam?

niedziela

Wpis 5 (29.12.13)

Jestem u ciebie. Postanowiłem pisać na bieżąco. Z góry przepraszam za plamy od łez na kartce, ale płaczę. Bardzo płaczę. Przyglądam się mu. Cały czas. Leży na łóżku otoczony milionami chusteczek do nosa. Chyba nie wychodzi z pokoju, jeśli nie musi. Widać to po nim. Niegarnięty bardziej niż zwykle leży w tym cholernym bałaganie. Najbardziej boli to, że ryczy. Płacze bardziej niż wszyscy inni razem wzięci. To tak bardzo boli. Wiem, że mnie kochał i że to go boli. Pewnie się obwinia za to, że przez niego zmarłem. Pewnie biedak ma wyrzuty sumienia. Ta myśl wyżera go od środka. Kolejna fala płaczu zalała moją twarz. Ledwo widzę, przez te strumienie. Nie chcę by się smucił. Szczególnie on. Chcę by się uśmiechnął, a w jego twarzy zagościły te wspaniałe dołeczki, które tak lubiłem oglądać. Zawsze mnie rozbawiały i poprawiały mi humor. A teraz? Nic. Kompletnie nic. Patrzę jak leży i chowa twarz w poduszce. Położyłem się obok niego, obejmując go ramieniem, z nadzieją, że może to poczuje, chociaż wiedziałem, że to nie możliwe. Dobra. Kończę, by poleżeć sobie i uspokoić nerwy.

Wpis 4 (29.12.13)

(  włącz podkład  )


Nie ma to jak siedzieć i nie spać. Całą noc miałem przed oczami moją rodzinę i bliskich. Wszystko tak bardzo. Smutne. Czuję się fatalnie w dalszym ciągu. Trudno jest się pogodzić z tym, że przez ciebie płacze tyle osób. Nie wiem czy nie iść do Harrego. Boję się. Naprawdę się boję, co tam zobaczę. Wciąż nie wytłumaczyłem, jak się tu znalazłem, prawda? Heh. No to zacznijmy wspomnienie:


24.12.13 - dzień moich urodzin. 
Przechadzaliśmy się z Haryym po uliczkach Londynu. Dzisiaj było wyjątkowo pusto, pewnie dlatego, że wszyscy siedzieli w domach. Padał śnieg, a na drogach był lód. Mróz dowalał jak cholera, ale my i tak spacerowaliśmy nie zwracając uwagi na pogodę. Nigdzie nie ma paparazzich. Po prostu raj. Wreszcie wymarzony spokój. Jest rano. Wcześnie rano. Lekko po 6:00. Dostałem już od Harrego prezent i muszę przyznać, że był świetny :) Kilka koszulek w paski i vansy. Wiedział, że nie lubię dostawać drogich prezentów. Nie lubię, gdy ludzie myślą, że teraz, jak dadzą mi coś taniego to ich wyśmieję. Wręcz przeciwnie. Najbardziej cieszę się z tych prostych i normalnych prezentów, bo wiem, że ludzie mają o mnie takie samo zdanie jak kiedyś. Skręciliśmy na jakąś bardziej tłoczną ulicę niż wcześniej. Rozmawialiśmy jak zawsze o wszystkim i o niczym. 

H: Fajnie że jesteś z Elką. Nie ściemniaj, że nie!
L: Może i tak, ale wiesz, czasem mam wrażenie, że nikt mnie nie chce. Że oprócz tych fanek, które mają na moim punkcie obsesje, nikomu się nie podobam. No bo spójrz na mnie. Nie jestem przystojny.
H: Nie gadaj takich głupot! Jesteś mega przystojny! Masz najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. Idealnie wyglądające włosy nawet w nieładzie! Do tego świetną sylwetkę i te pośladki! Mówię ci. Każdy ci ich zazdrości. Do tego te twoje oczy. Takie.. Piękne.. Patrząc w nie można się zatracić i wyłączyć zapominając o całym świecie, bo liczy się tylko ta głębia w twoich tęczówkach, która aż bije perfekcją.. - patrzył na mnie przygryzając sb wargę
L: Hahaha! To było dobre Styles! Już prawie ci uwierzyłem! 
H: ... - spuścił głowę i milczał. ON milczał. To było dziwne.
L: Dlaczego nic nie mówisz? Nie rozumiem cię. O co chodzi? 
H: Nie wiesz? Naprawdę nie widzisz, że cię kocham? - patrzył na mnie swoimi zielonymi ślepiami, a mnie na chwilę zamurowało
L: ...
H: Louis, ja. No. Yyyy.. - nie wiedział co powiedzieć, ale nagle "coś" we mnie zakipiało
L: Nie! Nie wiedziałem Harry! Po co mi to powiedziałeś!? Czy ty naprawdę myślałeś, że będziemy razem!? Czy naprawdę sądziłeś, że mamy przed sobą jakąś przyszłość!?
H: Lou, ja..
L: Co!? No co!? Teraz to tylko zniszczy naszą przyjaźń! Rozumiesz to!? Po jaką cholerę to mówiłeś!? Po co!? Po co się pytam!? - nie zwracając uwagi na całą resztę pobiegłem przed siebie i wpadłem pod nadjeżdżającego tira. 
Zmarłem na miejscu i jeszcze przez kilka chwil do momentu przyjazdu karetki widziałem wszystko. Widziałem jak się wykrwawiałem. Jak Harry woła o pomoc. Jak mnie woła łudząc się, że się obudzę, ale prawda jest taka, że się nie obudziłem i nie mogłem się obudzić. Widziałem, jak Harry płacze. Płacze z bezsilności, straty lub może poczucia winy. A może o wszystko na raz. Nigdy w życiu nie widziałem go tak załamanego. To straszny widok, ale już oddalam się i tracę obraz..
/\.../\.........../\/\../\.../\/\.../\.../\../\....



No to takie jest wspomnienie. Powinienem je rozwinąć, ale nie jestem w stanie. Jeśli zauważyliście napisałem  "coś" . Nie chcę wam teraz tłumaczyć tego czegoś. Zrobię, to kiedy indziej, gdy będę na to gotowy. Chyba udam się do Harrego. Muszę się dowiedzieć, co u niego.